Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

9.13.2013

/RABAT/ Kolory Maroka


Maroko fascynuje, wciąga i zachwyca między innymi ze względu na swą różnorodność: każde miasto jest tu zupełnie inne. Dzięki bogatej historii i wpływom berberyjskim, arabskim, portugalskim i francuskim poszczególne osady mają zupełnie odmienny charakter. W medynie Essaouiry uliczki układają się w szachownicę, w Fezie kręcą i wiją jak nieodgadniony labirynt. W nowoczesnej Casablance w kawiarniach siedzą i kobiety, i mężczyźni, w tradycyjnym Safi w kafejkach nie ma miejsca dla niewiast. Ale najbardziej charakterystyczne dla poszczególnych miast są ich kolory - Rabat jest biały, Meknes żółte niczym oliwa z oliwek, Essaouira błękitna, Marakesz zaś czerwony - ponoć niczym krew, która polała się w czasie budowy meczetu Koutoubija. Barwy te uzasadnia się licznymi legendami, ale w gruncie rzeczy wynikają one w największej mierze z dostępności poszczególnych surowców w różnych regionach kraju i z technologii używanych w okresach, gdy je budowano.

Rabat - nie dość że biały - to z rana przykryty jest gęstą mgłą. Miasto powoli budzi się do życia - ruch na ulicy zwiększa się z minuty na minutę, na przystankach autobusowych przybywa ludzi. Porządkowi zamiatają ulice.


Dzisiejsza stolica nie jest najbardziej znanym i osławionym miastem Maroka. Może za to pochwalić się długą i pełną zwrotów akcji historią. Rzymianie założyli tu port na początku naszej ery, a w X wieku znajdowała się tu już ufortyfikowana osada Al Ribat, z której Mudżahedini wyruszali na podbój Półwyspu Iberyjskiego. Przez kilka wieków miasto jest ważnym ośrodkiem - choć nie stolicą kraju - a następnie, jak to często bywa, traci na znaczeniu.

W XVII wieku rozpoczyna się chyba najciekawszy rozdział historii Rabatu. Wtedy docierają bowiem w jego okolice Moryskowie z Andaluzji, którzy trudnią się piractwem i zakładają tu Republikę Korsarzy zwaną - do nazwy rzeki - Bouregreg. Państewko funkcjonuje świetnie, piraci sieją postrach we wszystkich okolicznych krajach, docierają ze swą grabieżczą misją aż do dzisiejszej Francji i Irlandii. Korsarze bogacą się, z czego niebawem konsekwencje wyciągać zaczyna sułtan Maroka - i nakłada podatki na mieszkańców Republiki Bouregreg.

Nic nie może trwać wiecznie - nawet wspaniale prosperujące państwo. W wyniku masowych protestów na początku XIX wieku kraj piratów zostaje zlikwidowany.

Potem w burzliwych dziejach Maroka nadchodzi okres protektoratu francuskiego - który nota bene odczuwa się do dziś nie tylko dzięki wszechobecnym bagietkom, lecz także na przykład w podwójnym nazewnictwie na wszelkich znakach drogowych. Stolica kraju przeniesiona zostaje z Fezu do Rabatu - po to, by była dalej od wszczynających rebelie Berberów. I jest tutaj do dziś. Wiążą się z tym różne przywileje: to właśnie w Rabacie uruchomiono około 2 lata temu pierwszą w Maroku linię tramwajową. Dla ludzi była to całkowita nowość. Z początku wagoniki jeździły puste, by mieszkańcy miasta mogli się oswoić z nowym typem pojazdu. Dodatkowo przed każdym pojazdem biegł porządkowy z dzwoneczkiem i rozganiał grupki, które tory wykorzystywały do biesiadowania czy odpoczynku korzystając z ich ergonomicznego kształtu i nie spodziewając się, że coś może po nich nadjechać. Z nowym środkiem transportu oswajano się więc powoli.


Będąc w Rabacie warto podjechać pod pałac królewski. Nie ma on zbyt długiej historii - wnętrze pochodzi częściowo z XVIII i XIX, a widoczne części są głównie z wieku XX - ale za to można go fotografować, nawet ze strażnikami na pierwszym planie. Wiele z kilkudziesięciu tego typu obiektów w Maroku jest całkowicie niedostępne dla oczu, a tym bardziej dla obiektywów, a ten wręcz przeciwnie: dumnie pręży się dla turystów.


Po nowoczesnym - acz tradycyjnym - pałacu można dla odmiany iść do miejsca, w którym daleka historia łączy się z wciąż żywą magią. Do Chellah - miejsca niezwykłego niczym podróż przez różne kultury. Są tu i ruiny rzymskiego miasta Sala Colonia, i nekropolia, na której chowano władców począwszy od zmarłych z dynastii Almohadów, i pozostałości szkoły koranicznej, i magiczny marabut wraz z cudownym źródełkiem przyciągającym pielgrzymów.


Marabuty to ważny element krajobrazu Maroka. Są to grobowce świętych o bardzo charakterystycznym kształcie. Dziwne zdawać się może mówienie o islamskich świętych. W gruncie rzeczy nie są to osoby beatyfikowane w katolickim sensie, tylko raczej zasłużone i obdarzane szczególnym szacunkiem. Zresztą tradycja marabutów na tym terenie jest starsza niż historia islamu w Maroku - i przetrwała mimo swej niespójności z nową wiarą.

Marabut w Chellah to miejsce pielgrzymki kobiet, które obiecują sobie po przyjściu tutaj rychłe zajście w ciążę. Ciekawe, że do Chellah przylatuje szczególnie dużo bocianów, które odwiedzają tu swoje gniazda -  może więc to one jednak mają moc sprawczą, a nie Sidi Lahsen Al-Imam z białego marabuta.


A może prawdziwie magiczne jest pobliskie źródełko, w którym żyją obdarzone nadprzyrodzoną mocą węgorze. Dziadek hodujący koty wrzuca jajka na twardo, by wywabić ryby. Dziś chyba za duży żar, bo nie chcą się pojawić...


Będąc w Rabacie nie sposób ominąć symbolu miasta - niedokończonego minaretu. Miał mieć 85 metrów, ma póki co 44. Obok niedokończonego minaretu - jakże by inaczej - niedokończony meczet. A właściwie las kolumn wyglądający niczym nowoczesna instalacja artystyczna. Świątynię zaczęto budować w końcu XII wieku i jakimś zrządzeniem losu nie powstała do dziś.


Na przeciwko połowicznej wieży - i niejako w kontraście do niej - lśni doskonałością perła nowoczesnej islamskiej architektury. Biel marmuru odcina się od błękitu nieba. O złote zdobienia na zewnątrz budynku dba z narażeniem życia porządkowy ze szmatką, który pucuje je z uporem godnym lepszej sprawy.


Ten budynek - który swe podwoje otwiera również przed niewiernymi - to mauzoleum Mohammeda V, dziadka obecnie panującego króla. Powstał w roku 1971, ale zdaje się być zarazem dużo starszy - ze względu na tradycyjne materiały i ornamentykę - jak i nowszy, bo nie ma na nim ani jednej plamki czy skazy.

Ciało zmarłego w roku 1960 władcy spoczywa w grobowcu z pakistańskiego onyksu. Pilnują go nieco znudzeni strażnicy w papuzich strojach. Ale w mauzoleum warto też oderwać wzrok od przykuwającej bieli płyty nagrobnej i spojrzeć w górę - na wykonany we Francji sufit z drewna mahoniowego. Niewiarygodnie wręcz zdobiony i urzekający lekkością.


Tak, Rabat jest miastem białym - jak wspaniałe mauzoleum Mohammeda V i jak uliczki kazby Al-Udaja, która oszukuje wzrok w ten gorący letni dzień - bo dzięki nietypowym bieleniom przy chodnikach wygląda niczym przykryta bożonarodzeniowym śniegiem.


W kazbie - która powstawała na przestrzeni wielu wieków, od XII do XVII, a dziś przyciąga artystów kupujących tu tradycyjne domy - warto się zgubić. Iść uliczkami przed siebie. Jedne są ślepe, inne niemal klaustrofobiczne. Tu wzrok zatrzymuje kołatka w kształcie dłoni, tam spod nóg umyka kot, gdzie indziej karaluch. Czasem ktoś otworzy drzwi domu i oczom turysty ukaże się wnętrze albo biednawe, albo luksusowe. Nigdy nie wiadomo, co skrywają tutaj drzwi.


Rabat nie jest najbardziej znanym miastem Maroka, ale na pewno warto tu przyjechać. Choćby ze względu na magiczne źródełko pilnowane przez dziadka, na pięknie zdobione mauzoleum i kazbę, która kryje sporo tajemnic. Rabat to też urzędy, ambasady i konsulaty. Oraz liczni obnośni sprzedawcy gromadzący się tłumnie przy zabytkach i hotelach. Dla mnie to miasto to także przygoda z makakiem górskim - maskotką kawiarnianą - który szalał, psuł, skakał, sparzył sobie usta moją herbatą, a potem wyjadł z niej liście mięty i zasnął mi jak dziecko na kolanach. I tak przez dobre półgodziny ja również stałam się chętnie fotografowaną atrakcją Rabatu.



___________________________________________
ZAPRASZAM NA MÓJ FILM O RABACIE:



A TAKŻE DO LEKTURY INNYCH MOICH TEKSTÓW O MAROKU:
- Marrakesz 
- Fez 
- Casablanca 
- Meknes  
- Oauallidia, El Jadida 
- Essaouira, Safi 
- Agadir

No comments:

Post a Comment