Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

1.30.2013

/ŚWIAT/ Ranking niezwykłych potraw

 
 
1.       Kategoria: Najstarsze danie – Stuletnie jajo  
Century egg, czyli stuletnie jajko to – wbrew nazwie – raczej jako „studniowe”. Przygotowuje się je, jak podaje Wikipedia,  w naczyniu wypełnionym roztworem z gliny, niegaszonego wapna, soli, herbaty, łusek ryżowych i wody. Pojemnik z jajami jest szczelnie zamykany i odstawiany na okres około stu dni. W tym czasie dochodzi w nim do procesu gaszenia wapna, podczas którego jajka nagrzewają się, a następnie stygną. Po całym procesie białko robi się brązowe lub czarne i nabiera galaretowatej konsystencji, żółtko natomiast staje się brązowo-zielone. Tak właśnie wyglądała przystawka, którą zamówiłam w Itacho Sushi w Singapurze – breja w kolorze khaki na kawałku tofu. Intensywny zapach i puddingowata konsystencja zupełnie nie zachęcały do konsumpcji, ale dałam radę!  Choć do dziś nie rozumiem, czemu stuletnie jajko uważane jest za przysmak…


2.       Kategoria: Najciekawsze połączenie składników Fińskie przysmaki
Przyciemnione wnętrze Ravintola Zetor – undergroundowego lokalu w Helsinkach, do którego zaprasza wystawiony przed nim stary traktor – to scena prawdziwych spektakli kulinarnych. Potrawy są tam niezwykłe, a do tego finezyjnie podane. Ja spróbowałam dwóch arcydzieł – ryby nadziewanej rybą, czyli śledzia wypełnionego wędzonym łososiem oraz wariacji mięsno-rybnej: wątróbki renifera z łososiem.  Przenikanie się smaków i tekstur było naprawdę niezwykłe, subtelne puree ziemniaczane z dodatkiem marchewki doskonale dopełniało danie, a borówka brusznica – lingon – przełamała całość słodkim smakiem. Nigdy nie sądziłam, że jednego ze smaczniejszych dań w moim życiu spróbuję właśnie w Finlandii!
 
 
3.       Kategoria: Najbardziej śmierdzące – Durian 
Nic dziwnego, że w singapurskim metrze wiszą zakazy przewożenia tego owocu. Każdy, kto poczuł jego woń, wie, dlaczego to obostrzenie jest zasadne. Duran śmierdzi zgnilizną na dobre kilka metrów – nawet w formie nierozkrojonej. Odważyłam się spróbować tego owocowego odpowiednika skunksa jedynie w formie praliny oblanej czekoladą. I nie mam ochoty na więcej...
 
 
4.       Kategoria: Najbardziej krwiste – Paryskie steki 
Steki można zamawiać w wersji rare (w Niemczech „Englische Art”, czyli „po angielsku”), medium i well done… We Francji ma on jeszcze jeden stopień wysmażenia (a właściwie niewysmażenia) zwany „blue”.  Mięso jest niemal surowe i bardzo soczyste. Stek blue jadłam w restauracji Malakoff z widokiem na wieżę Eiffla oraz w lokalu sieci Hipopotamus, w której na miejsce przy stoliku w porze lunchu trzeba poczekać dobre 20 minut. Tam też serwowana jest jeszcze inna hardcore’owa potrawa: tatar w wersji obiadowej. Dania te to prawdziwa gratka dla miłośników mięsa. Zamówienie do nich piwa powoduje lekkie zdziwienie u obsługi – Francuzi tradycyjnie wolą do nich wino.
 

5.       Kategoria: Najdziwniejszy szaszłyk – Chińskie przekąski na patyku 
Bóg mi świadkiem, ze miałam ochotę spróbować chrupiącego skorpiona na patyku! Ale odór nieświeżego mięsa unoszący się nad stoiskami z dziwnymi szaszłykami w Szanghaju niestety zniechęcił mnie do kulinarnych eksperymentów. Skupiłam się więc na zdjęciach. Nie ja jedna zresztą – dziwne przekąski mało kto tam kupował, dużo osób natomiast pstrykało im fotki.

 
6.       Kategoria: Najdłuższe – Turecki kebab 
Kebabów w Turcji jest co niemiara. Baraninę można dostać w różnych formach – nabitą na metalowy szpikulec, pokrojoną niczym gulasz i oczywiście w formie pasków skrawanych z kręcących się urządzeń. W jednym z barów uraczono nas paskiem mięsa, który zdawał się nie mieć końca...
 
 
7.       Kategoria: Największe rozczarowanie – Mięso krokodyla 
Będąc na farmie krokodyli  w Zatoce Świń można nie tylko zobaczyć żywe krokodyle kubańskie, ale też zrobić sobie fotkę z ich młodymi, kupić biżuterię z ich kości i zjeść gulasz z ich mięsa…  To ostatnie z pewnością wymagało najwięcej samozaparcia. Danie było gąbczaste, za słabo doprawione (kubański standard) i cuchnęło niezbyt świeżą rybą, która stanowiła zapewne ostatnią wieczerzę delikwenta zabitego na naszą cześć. Może jednak z dwudaniowego menu trzeba było wybrać drugą opcję – nieśmiertelnego kurczaka z ryżem.
 
 
8.       Kategoria: Najbardziej okrutne Żaba prosto z chodnika 
W Suzhou, chińskiej Wenecji, można kupić różne rzeczy. Torebki, chustki, plastikowego kotka machającego ręką na szczęście, niefabrycznie zamknięte butelki z podejrzanej proweniencji wodą i… żywe żaby prosto z chodnika. Sprzedawca przecina je dla chętnych leżącym obok stoiska nożem.


9.       Kategoria: Najlepsza ryba – Strzępiel pod Mostem Galata 
Pod mostem Galata w Stambule restauracji co niemiara. Nic dziwnego – widok na miasto jest stąd naprawdę niezwykły. Naganiacze prześcigają się w pomysłowych trickach mających na celu skuszenie turystów do zjedzenia lunchu w ich przybytku. Mnie przekonał przystojny Turek, który wręczył mi skromny bukiecik kwiatów i zapewnił, że specjalnością kuchni jest sea bass, czyli strzępiel, którego zawsze chciałam spróbować (a przynajmniej odkąd obejrzałam „Piekielną kuchnię”, w której ryba ta występowała niemal w każdym odcinku). A więc aromatyczny strzępiel, tureckie piwo i widok na dostojne meczety – niezapomniany lunch.
 
 
10.   Kategoria: Najdziwniejsze pieczywo – Turkusowe chałki 
Kuchnia karaibska nie należy do moich ulubionych. Kojarzę ją głównie z ryżem i czarną fasolą, nietypowo oprawionym kurczakiem i patatami. Żadna z próbowanych na Kubie czy w kubańskich restauracjach w Europie potrawa nie zachwyciła mnie swą finezją… No może poza jedną – serwowaną w hotelu w Varadero bułką w kolorze turkusowym. Jej walory wizualne były tak przytłaczające, że smakowe aż bałam się sprawdzać…
 
 
11.   Kategoria: Najlepszy początek dnia – Angielskie śniadanie 
Niektórzy żartują, ze w piekle jest angielska kuchnia i amerykańskie żony. Moje odczucia odnośnie brytyjskich przysmaków są zgoła inne – pyszne steki, aksamitne puree ziemniaczane, pachnący zielony groszek i wspaniałe piwo. Szczególną atencją darzę jednak angielskie śniadanie – po fasolce, kiełbasce, jajku i grzance naprawdę ma się energię na cały dzień!


12.   Kategoria: Najładniej podane – Krewetkowy talerz 
Przez lata unikałam owoców morza – do momentu, kiedy spróbowałam naprawdę świeżych krewetek, które jako żywo nie pachną rybą ani niczym dziwnym. W China Town w Singapurze za kilka dolarów można było dostać talerz z potrawą tyleż pięknie udekorowaną, co niezwykle smaczną. Delikatne mięso i doskonały sos – teraz już wiem, że krewetki to prawdziwy przysmak.
 
 
13.   Kategoria: Najbardziej osławiony – Tort Sachera w Hotelu Sacher 
Podobnie jak w Itacho Sushi i Hipopotamusie także tu musiałam poczekać w kolejce. Wiele osób chce spróbować najsłynniejszego czekoladowego tortu w najsłynniejszym wiedeńskim hotelu. Wystrój przytulny, przypominający warszawską kawiarnie Wedla przy Brackiej. A torcik tak smaczny, że warto byłoby poczekać nawet godzinę.
 
 
14.   Kategoria: Najbardziej wielosmakowe – Laksa 
Tak wielosmakowej zupy nie próbowałam jeszcze nigdy. Jest w niej słodycz, słoność, kwaskowość i dużo ostrych przypraw. Zanurzając łyżkę w kokosowej bazie raz wyławia się krewetkę, raz jajko, raz warzywa, raz trawę cytrynową, raz kawałek ryby. Malezyjskie danie narodowe nie wygląda może superatrakcyjnie, ale smakuje jak nic innego. 
 
 
15.   Kategoria: Najtwardszy mięczak – Zupa ze ślimakami 
Żabie udka można w Paryżu dostać głównie w restauracjach chińskich, ale ślimaki mają dobre miejsce w kartach dań różnych restauracji. Winniczki serwowane są jako przystawka, można też zamówić je w zupie, na przykład grzybowej. Mięczaki, miękkie za życia, po ugotowaniu okazały się raczej gumowate i dość twarde. Jednak wolę polską wersję – pieczarkową z łazankami.
 

16.   Kategoria: Najbardziej niezwykły street food - Żabie szaszłyki
Koło flower marketu w Bangkoku można w jednej z budek ze street foodem uraczyć się pożywnym i tanim przysmakiem - żabim szaszłykiem. Żabki wyglądają świeżo, pachą apetycznie i można je mieć już za 20 bahtów!
 
 
 
ZAPRASZAM TEŻ NA INNE RANKINGI NA BLOGU:
•Mieszkanie marzeń
Ranking cudów z witryn sklepowych
 

1.17.2013

/ŚWIAT/ Mieszkanie marzeń

Czasem podróżując po świecie człowiek zastanawia się, co by było, gdyby nie był to tylko wyjazd... Gdzie mieszkałoby się najfajniej? Co o tym decyduje - klimat, ludzie, flair miasta, sytuacja gospodarcza w danym kraju, przyjazność otoczenia? Może rzeczywiście "Grass is always greener on the other side of the hill", a może jednak Warszawa nie jest najprzyjaźniejszym miejscem na spędzenie życia. Oto mój prywatny ranking - kilkanaście miejsc, w których zastanawiałam się, jak by się tam mieszkało. W części z nich zatrzymałam się na kilka dni, tydzień, miesiąc lub dłużej; w części nie było okazji lub możliwości - ale wyobraźnia zrobiła swoje...


Miejsce 15: Przytulny hotelik na Thamelu

Wokół głośne, pośpieszne, tętniące życiem Katmandu. Ludzie szybkim krokiem chodzą po ulicach, ktoś drze pierze na progu, ktoś inny prowadzi kozę na sznurku. Turystyczna dzielnica Thamel nieco różni się od reszty miasta - jest tu masa kolorowych sklepików i przytulnych knajpek. I wszędzie pachnie kadzidłami. Plusy tej lokalizacji: blisko do Himalajów, tanio i kolorowo; z klimatyzacją. Minusy: chyba głównie klimat, zimne noce dawały się we znaki nawet w ciepłym śpiworze; lewostronny ruch o piekielnym natężeniu; no i hałas.




Miejsce 14: Apartament z widokiem na Nil

To chyba w jakimś stopniu najdziwniejsze miasto, jakie widziałam. Hałas 24 h na dobę, specyficzny zapach, ludzie mieszkający na grobach i na śmieciach. A jednak kairskie mieszkania mają swoistą magię - "moje" na ósmym piętrze bloku na Zemeleku miało chyba z 200 metrów kwadratowych, cztery łazienki i ogromny balkon z widokiem na Nil. Wspaniale piło się na nim piwo przy zachodzącym słońcu. Plusy: Kair można zwiedzać miesiącami, tyle w nim różnych zakątków, piramidy też mogłabym oglądać nawet codziennie. Minusy: hałas nie do wytrzymania o każdej porze dnia i nocy, pył, zapach; odpadające krany i przeciekająca wanna; komunikacja, przy której można stracić nerwy i dużo funtów...




Miejsce 13: Kamienna twierdza w Budapeszcie

Na ten bajeczny kamienny dom natknęłam się schodząc ze wzgórza zamkowego od strony Baszty Rybackiej. Od razu zachwyciła mnie jego architektura kontrastująca ze stojącymi wokół kamienicami. Niestety nie jest to chyba budynek mieszkalny, tylko hotel.
 




Miejsce 12: Mieszkanie z sauną w Uppsali

Nowoczesne osiedle na obrzeżach trzeciego co do wielkości szwedzkiego miasta. Przypomina nieco warszawskie Kabaty. W nowych inwestycjach można za bajońską sumę kupić przestronne mieszkania z kominkiem, ogromnym tarasem i sauną. Nie wiem, czy chciałabym tam zostać na stałe, ale w czasie wizyt u przyjaciółki mieszka mi się tam wspaniale. Do tego woda bez limitu, co oznacza długie gorące kąpiele. I poziomki rosnące na balkonie - niczym w filmie Bergmana. Minus: klimat w Uppsali nie należy do najłagodniejszych...




Miejsce 11: Mieszkanko przy rynku w Trynidadzie

Kuba to z pewnością kraj jedyny w swoim rodzaju. Mieszanka kolorów, muzyki i radości z siermiężnością i biedą. Z odwiedzonych tam miejsc najbardziej urzekł mnie Trynidad - zwłaszcza jego piękna kolonialna starówka. Jak by to było zamieszkać w kolorowym domku przy trynidadzkim rynku?...



Miejsce 10: Domek na idyllicznej bawarskiej wsi

Bawarskie wsie to miejsca jak z innego czasu i przestrzeni. Czyściutkie, przytulne, ukwiecone domki. Jakby czas się tu zatrzymał. Nie wiem, czy to najlepsze miejsce dla blokersa do pozostania na zawsze, ale na urlop na pewno idealne. Prawdziwa perełka Bawarii to Neubeuern, które w roku 1981 wygrało konkurs na najpiękniejszą wioskę w Niemczech. Nietrudno zgadnąć, dlaczego - ściany niemal wszystkich tutejszych domów zdobią kolorowe malunki iluzjonistyczne, które nadają temu miejscu iście bajkowego flairu.




Miejsce 9: Mansarda z widokiem na wieżę Eiffla

Miałam przyjemność mieszkać w takowej - z widokiem na wieżę Eiffla i dachy paryskich kamienic. Kawa na tarasie smakowała tam jakoś inaczej, a każdy dzień był obietnicą kolejnych odkryć. Plusy: miasto miłości ma coś w sobie i nigdzie indziej nie serwują tak krwistych steków. Minus: francuski to niełatwy język...




Miejsce 8: Kamienica w Berlinie

Czy koło Kudammu, czy na Ostkreuzu - w Berlinie jest sporo pięknych zabytkowych kamienic z wysokimi mieszkaniami, starymi meblami i piecami kaflowymi. Zaraz za rogiem, na sąsiedniej ulicy piekarnia z aromatyczną kawą, kawałek dalej klub z czerwonymi ścianami ozdobionymi główkami szatana, a z drugiej strony zielony skwerek i salon tatuażu w osprayowanym budynku. Berlin to miasto, w którym szkoda czasu na sen.




Miejsce 7: Apartament z widokiem na Bosfor

Co rano około piątej budził mnie głos muezina. W Stambule nie ma chyba mieszkania, które nie znajdowałoby się w zasięgu dźwiękowym jakiegoś minaretu. Ale to miejsce było szczególne - z widokiem na Bosfor i mewami zaglądającymi przez okno. Oaza piękna i spokoju w tym tętniącym życiem mieście.




Miejsce 6: Ziemianka troglodytów w Matmacie

Jak by to było mieszkać jak młody Anakin w troglodyckiej ziemiance? Bez R2D2 i farmerów wilgoci, ale na przykład z kozami. Plus: klimat - i w sensie pogodowym, i designerskim. Minus: bycie atrakcją turystyczną dla przejeżdżających tamtędy wycieczek.




Miejsce 5: Przytulna jama w kapadockiej skale

To turecka odpowiedź na tunezyjską Matmatę. Jaskinie równie przytulne - choć dziś już chyba  niezamieszkałe. W jednej jest kościół, w innej posterunek żandarmerii, w kolejnej kawiarnia. Minus: do niektórych mieszkań ciężko wejść i są one nieco klaustrofobiczne. Plus: widok z okna wart wszystkie pieniądze.




Miejsce 4: Historyczna izba na starówce w Tybindze

Nic dziwnego, że mieszkania w tym uniwersyteckim mieście w Badenii Wirtembergii są tak drogie - wiele osób chciałoby osiedlić się tu na stałe. Mieszkając w akademiku na Amselweg często przechadzałam się po starówce myśląc o tym, jak przyjemnie byłoby tu wynająć izbę z widokiem na leniwie płynący Neckar i owianą legendą wieżę Hölderlina. Albo nawet z oknem na kultowy napis "Tu rzygał Goethe" na przeciwko Stiftskirche. Napis już chyba zresztą starto...




Miejsce 3: M1 w szanghajskim blokowisku

Same mieszkanka małe, ale lokalizacja jaka - w największym mieście Chin, sercu Azji, w mieście klubów, sklepów, biurowców. W mieście, które nigdy nie śpi. Wieczory można byłoby spędzać patrząc na stateczki leniwie sunące po Jangcy, a rano pić kawę w Stabucksie z widokiem na buddyjską świątynię...




Miejsce 2: Condo w apartamentowcu na Jumeirze w Dubaju

Minus: Lato gorące jak w piekle. Plusy: chyba wszystko inne. Wzdłuż sztucznej wyspy w kształcie palmy wyrosły apartamentowce i wille w pięknym piaskowym kolorze. Do plaży kilka kroków, a po południu można pojeździć na nartach w Mall of Emirates. A do tego arabska kuchnia nie ma sobie równych.

 

Miejsce 1: Pokój z widokiem na świątynię

Choć raz zdarzył się karaluch na łóżku, to nigdzie nie mieszkało mi się tak fajnie jak w singapurskim China Town. Na ulicy pachniało smażonymi krewetkami i gotowanym porridgem, wokół sklepików z kolorowymi fatałaszkami uwijali się sprzedawcy. Zaraz za rogiem bajkowa Sri Mariamman, z drugiej strony Buddha Tooth Relic Temple rozsiewająca woń kadzidełek. Zaledwie kilka kroków do Pancakes Loftu serwującego fantastyczne jajka po benedyktyńsku i do "ostatniej przed równikiem" budki z Wurstami. I niedaleko do MRT, które może zawieźć w każdy zakątek tego wspaniałego miasta...



ZAPRASZAM TEŻ NA INNE RANKINGI NA BLOGU:
•Ranking niezwykłych potraw
Ranking cudów z witryn sklepowych