Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

8.09.2011

/BERLIN/ Berlińskie graffiti

Chrystus w Świebodzinie, zmiana obsługi pociągu, jeszcze chwila i są – pełne swoistej poezji blokowiska Berlina Wschodniego...

"Du kriegst mich aus Berlin, doch Berlin niemals aus mir". Z Berlina można wyjechać, ale nigdy się go nie zapomni. To tylko 6 godzin stąd, trochę jak na innej planecie. Zawsze będąc w Berlinie mam wrażenie, że to stolica Europy – centrum wydarzeń, wrażeń i przeżyć.
Chciałam opisać wrażenia z Berlina i zilustrować je wieloma zdjęciami. Schodziłam to miasto przez 8 dni zdzierając buty i stopy i fotografując tysiące graffiti, setki zabytków, dziesiątki osób. Zdjęcia mam jednak niestety tylko z ostatnich dwóch dni – aparat zginął z mojej kurtki o 4 rano w czwartek  gdzieś na Ostkreuzu koło niezwykłego swoją drogą klubu „Zum schmutzigen Hobby”. Klub polecam – dmuchana krowa w witrynie, zdjęcia na ścianach przedstawiające czynność, o której pewnie nie można nawet myśleć przed 23.00 oraz jedyna w swoim rodzaju otwarta toaleta…

Tym razem udało mi się zwiedzić Reichstag. Rejestracja przez stronę www, miesiąc oczekiwania i – jest: cenny glejt uprawniający do wejścia o konkretnej godzinie konkretnego dnia. Kontrola przy wejściu. Przyjaciółka ma  na torbie buttony wyrażające jej światopogląd - homofobia jest pedalska, zalegalizujmy trawę, precz energii atomowej... Każą jej zdjąć button o energii atomowej - "rząd jest w tej sprawie neutralny".

Wrażenie ze szklanej kopuły Reichstagu? Jakby się było w statku kosmicznym nad miastem. Ludzie suną powoli po pnącym się w górę ślimaku ze słuchawkami na uszach. Duszno, mimo że dziura w ślimaku ma zapewniać wietrzenie (w przypadku deszczu zaś szybko się zamknąć). Ale to niedotlenienie chyba jeszcze bardziej potęguje odczucie niezwykłości – i samej konstrukcji, i pięknej panoramy miasta.


Przy wieży telewizyjnej znów trzygodzinna kolejka – a więc i tym razem sobie odpuszczę. Na szczęście okazuje się, że hotel Park Inn naprzeciwko wieży oferuje za drobną opłatą podobną panoramę – a nawet lepszą, bo w końcu świetnie widzi się stąd Fernsehturm.



Muzeów, galerii, wystaw setki. W jednej z nich zastałam wiadra z cementem. Myślałam, że remont, ale okazało się, że wręcz przeciwnie – nie remont, tylko SZTUKA. Sztuką jest to, co człowiek sztuką nazwie. Berlinische Galerie zachwyciła mnie nie tylko ciekawą instalacją przed wejściem i miksem berlińskiej sztuki z epok różnych, lecz także nietypową inspirującą aranżacją wnętrza.
Ogromnym odkryciem okazał się sklep z komiksami na Oranienstraße 22… Nie wiem, kiedy minęły trzy godziny – a i tak wychodziłam z żalem. Biblia w formie komiksu, komiksowa historia świata, komiks o fraktalach, filozofia Kanta przybliżona w komiksowy sposób. Setki, tysiące grafik kolorowych i czarno-białych, a w każdej inny świat, w który warto się zanurzyć.
Berlińskie metro działa krócej niż warszawskie. Nie współgra to z rytmem miasta, które nocą aż dudni życiem i turecką muzyką. Klub so36 uwiódł mnie atmosferą. Obsługa w strojach pielęgniarskich, drink w kostce cukru na wejściu, ogromny lokal – choć z zewnątrz tylko niepozorne obdrapane drzwi. I zegar pod sufitem odmierzający czas – co pół godziny zmiana klimatu i muzyki. I genialny koncert grupy Nachlader, który przeniósł wszystkich w lata 80-te.




Każda brama to inny świat. Słynny berliński streetart* – wieczne graffiti i jego siostra-efemeryda z papieru. Zaangażowane ulotki i mniej zaangażowani kosmici. Są wszędzie.



Jakoś chyba przekornie najbardziej komercyjną atrakcją Berlina wydało mi się tym razem Tacheles. Pierścienie z widelców po 25 euro i ulotki, by nie zamykać Tacheles – i tak już od dobrych 15 lat. A Tacheles nadal ma się świetnie, choć osoby z wrażliwym węchem mogą mieć w nim problem z rozkoszowaniem się sztuką. Galerie, galeryjki, sklepiki – i tak piętro po piętrze. Fajne kolaże Tima Roeloffsa. Kilka pocztówek typu Manga meets Berlin, Che w koszulce „I love Sex” i trabant lecący koło niedźwiedzia ozdabia dziś moje biurko.




Niezapomniane zdjęcie z Lordem Vaderem pod Bramą Brandenburską przepadło. Fotka ze znanym niemieckim transwestytą, Niną Queer, też. Ale do ulubionego miasta w końcu najchętniej się wraca – choćby pod pretekstem potańczenia w so36 i zrobienia kolejnych zdjęć.





* Zapraszam też do mojej GALERII STREET ARTU: http://maniapodrozowania.blogspot.com/p/streetart.html