Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

9.17.2015

/KORDOBA/ Kwadratura koła, czyli o tym, jak na kościele zbudowano meczet, a w meczecie - katedrę


Przy zachodniej bramie prowadzącej na starówkę w Kordobie wita mnie Seneka Młodszy, urodzony w IV wieku p.n.e. nauczyciel Nerona - wspomnienie czasów, gdy miasto to było częścią Imperium Romanum i stolicą prowincji Hispania Ulterior Baetica, a swą urodą ustępowało ponoć jedynie samemu Rzymowi. Jaśniejąca w centrum starego miasta La Mezquita - Wielki Meczet, którego początki sięgają VIII stulecia - mówi o wiekach, gdy Cordoba była emiratem, a potem kalifatem: gdy kwitły tu handel, rolnictwo i rzemiosło, powstawały biblioteki i uniwersytety i - podczas rządów Al Hakama II (915-976) - mieszkało tu najwięcej ludzi w Europie. O kolejnej wielkiej epoce - rekonkwiście datowanej od momentu zdobycia miasta przez króla Ferdynanda III Kastylijskiego (czyli od roku 1236) - przypomina budowla jeszcze bardziej niezwykła niż ta poprzednia: katedra wbudowana we wnętrzu świątyni muzułmańskiej. 


Idąc kilkaset metrów od Bramy Almodovar do Puerto del Puente przemierzam dwadzieścia pięć wieków historii. Przemierzam je uliczkami tak wąskimi, że w stojących wzdłuż nich białych domach na wysokości bioder zrobiono specjalne nacięcia, dzięki którym mogły tędy przejechać wozy konne. Ta ścisłość hiszpańskiej architektury miejskiej, interpretowana często jako pogoń za cieniem, jest wręcz legendarna. Znajduję ładny passus na ten temat w "Pyle z landrynek", książce o fiestach, którą właśnie czytam: "W ciasnych uliczkach domy patrzą tylko na siebie, z okien widać jedynie inne okna. Spoglądać w bezkres to odwaga i przywilej władcy zamku, wieży, tarasu. Może zresztą dlatego tak wielu hiszpańskich królów oszalało (...): kiedy spoglądasz w pustkę, ona też spogląda w ciebie".


Architektura starówki w Kordobie prócz klaustrofobiczności uderza też kolorystyką - bielą przełamaną żółtymi obramowaniami okien i drzwi. Skręcając w kolejną urokliwą uliczkę myślę o tym, że cały ten układ komunikacyjny przypomina system trawienny, w którym jelita przechodzą w różne narządy i kiszki - czyli patia. Większość z nich podziwiam zza krat, ale gdybym przyjechała do Kordoby w maju, kiedy to od roku 1918 odbywa się tu dwutygodniowy konkurs na najpiękniej ustrojone i ukwiecone podwórko (zwany Festival de los Patios Cordobeses), na przynajmniej czterdzieści z nich mogłaby wejść - otwarte są one bowiem wtedy dla wszystkich, którzy chcą je oglądać.


Pátios, często z fontannami w centrum i łukami po bokach, budowano tu już w czasach rzymskich. Potem tradycję aranżowania otwartej acz ocienionej przestrzeni przydomowej kontynuowali Maurowie. I choć minęło tyle wieków, Kordoba nadal słynie z tworzenia i dekorowania minipodwórek. Dziś prócz funkcji praktycznej pełnią one też rolę estetyczną, a wręcz duchową - wielu mieszkańców dekoruje je tak, by dać wyraz swej osobowości, by stworzyć coś niepowtarzalnego i by - last but not least - wygrać coroczny prestiżowy konkurs.


Kwiaty królują w Kordobie nie tylko na patiach. Można spotkać je też w uliczkach - a szczególnie jednej z nich zwanej Calleja de las Flores. Ten fragment zabytkowego centrum miasta wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 1994 uchodzi za jeden z najczęściej fotografowanych w całej Hiszpanii - zwłaszcza, że połączone białymi łukami kamienice uwiecznić można z wieżą meczetu w tle


Zanim dojdę do meczetu zaglądam w jeszcze jedno typowe dla tego miasta miejsce - do zakładu rzemieślniczego i sklepiku z wyrobami z wytłaczanej skóry. Można kupić tu pocztówki, zakładki, portfele, torebki, paski, biżuterię, a nawet obrazy, globusy i zbroje - wszystko z tego szlachetnego materiału.  


W rytmie muzyki flamenco rozbrzmiewającej ze sklepików turystycznych idę do murów okalających meczet. A może do murów okalających katedrę? Bo te dwie budowle są wplecione tu w siebie niczym jedna ruska baba w drugą lub niczym rubiny w werk zegarka. Nic dziwnego, że na tę dwoistą w swej istocie świątynię Hiszpanie mówią "Mezquita-catedral de Córdoba" czyli: meczeto-katedra, mimo że oficjalnie jest to dziś Kościół Wniebowzięcia NMP, czynna świątynia działająca w ramach diecezji kordobańskiej. Powtarzające się od roku 2000 prośby muzułmanów o dopuszczenie możliwości ich modlitw w tym historycznym miejscu są regularnie odrzucane przez Watykan.


Zanim w sercu Kordoby powstał największy meczet w Europie - o imponującej powierzchni 23000 m² - stał tu kościół katolicki pod wezwaniem świętego Wincentego zbudowany przez Wizygotów. To, że świątynia muzułmańska została wzniesiona w VIII wieku z wykorzystaniem jego fundamentów, jest wyjaśnieniem zagadki, dlaczego nie ma ona typowej orientacji względem kierunków świata - a tym samym względem Mekki.

Do świątyni wchodzę przez patio wskazujące swą aranżacją na arabskie pochodzenie tego miejsca - choć w XV wieku rosnące tu palmy zastąpiono "mniej afrykańskimi " drzewkami pomarańczowymi. Najstarsza część Mezquity wspiera się na 110 kolumnach odzyskanych z kościoła Wizygotów. Ich użycie - podobnie jak zburzenie poprzednika meczetu - były całkiem legalne: emir Abd ar-Rahman I odkupił w roku 785 całe to założenie od dawnych właścicieli. Spaceruję pod biało-czerwonymi łukami z dwóch rodzajów marmuru ułożonego na przemian na sposób bizantyński i podziwiam optyczną lekkość tej konstrukcji. W nowszej części świątyni - stawianej w gorszych czasach - łuki te są już jedynie POMALOWANE w paski, bo fundusze nie starczyły na duża droższą technologię łączenia dwóch rodzajów budulca.


Zapatrzona w sklepienie o coś się potykam i mimowolnie zwracam uwagę na posadzkę, która wydaje się mało zniszczona na swoje ponad tysiąc lat. Doczytuję w materiałach, że faktycznie jest znacznie nowsza - kiedyś bowiem rozkładano tu tkane dywany bezpośrednio na dawnej zniszczonej podłodze wizygockiej. Jej pozostałości odkopane przez archeologów zostały wyeksponowane pod grubymi szklanymi płytami.


Meczet Aljama - bo tak go wtedy zwano - rozrastał się i piękniał w czasach panowania kolejnych władców muzułmańskich. Za Abd ar-Rahmana II (822-852) wnętrze powiększono dwukrotnie, a liczbę kolumn podniesiono do 200. Za Abd ar-Rahmana III (912–961) salę modlitw uczyniono jeszcze bardziej przestronną, a na skraju dziedzińca ustawiono kwadratowy minaret wysokości 34 m. Stoi on tu do dziś - choć obecnie pełni odmienną rolę: jest dzwonnicą kościelną. Spotkał go ten sam los, co słynną sewilską Giraldę.


Spośród lasu kolumn wyłania się złoty mihrab - specjalna część świątyni, w której modlił się sam kalif. Tej części nie zmieniono na szczęście w czasie przeobrażania meczetu w katedrę - do dziś są w niej widoczne cytaty z Koranu. Zdobienia są tu intensywniejsze i gęstsze niż w pozostałych częściach meczetu - tym bardziej rzuca się mi więc w oczy, na czym polega słynne horror vacui w sztuce arabskiej - czyli swoisty "lęk przed pustymi miejscami" przejawiający się w zapełnianiu misternymi motywami zdobniczymi każdego centymetra kwadratowego powierzchni.


Z części w pełni dedykowanej Allahowi przechodzę powoli do świata, w którym wiara chrześcijańska sąsiaduje z muzułmańską tak harmonijnie, jak chyba nigdy nie zdarza się to w rzeczywistym świecie. Pod biało-czerwonymi łukami z floralnymi ornamentami wisi Jezus na krzyżu. Boczne nawy meczetu podzielono na kaplice skrywające rzeźby i obrazy z wizerunkami katolickich świętych. W sumie powstało ich niemal czterdzieści. To pamiątki z czasów tuż po rekonkwiście, kiedy to świątynię muzułmańską poświęcono i zaczęto wykorzystywać jako katedrę - powoli uzupełniając ją o różne elementy chrześcijańskiej obrzędowości. 


Na tych subtelnych zmianach jednak transformacja meczetu się nie zakończyła. Cesarz Karol V (1519–1558) wzniósł na środku meczetu katedrę pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Z jednej strony ten bezprecedensowy zabieg zachował meczet przed zburzeniem, z drugiej strony zaś sam władca widząc efekt swych działań skonstatował, że zniszczył coś jedynego w swoim rodzaju, by postawić budowlę, jakich wiele. 


Historia oceniła jego decyzję jeszcze inaczej. Meczet wzniesiony na katolickich fundamentach, a potem naszpikowany katedrą i kaplicami jest ewenementem w skali świata. Zachował swego muzułmańskiego ducha, a jednocześnie wzbogacił się o renesansowe cudeńko ze stallami z kubańskiego mahoniu i manierystycznym ołtarzem. Gdzie indziej na świecie Jezus spogląda na cytaty chwalące Allaha? A Matka Boska stoi nieopodal złotego mihrabu?


Z oszałamiającego jajka faberge z zaskakującą zawartością idę wąskimi uliczkami w kierunku Guadalkiwiru, by z perspektywy rzymskiego mostu spojrzeć na kryjącą tak wiele niespodzianek kordobańską Starówkę.  


Wbrew nazwie kamienna konstrukcja o długości 247 metrów nie jest już tą oryginalną zbudowaną w czasach Imperium w I wieku p.n.e. jako element drogi łączącej Rzym z Kadyksem, lecz arabską rekonstrukcją wykonaną tysiąc lat później. Ostatnie ćwierć kilometra dzisiejszego spaceru skłania mnie do refleksji nad tym, jak wiele zwrotów akcji przeżyła Hiszpania w ciągu wieków - i jak mimo konkwist, najazdów i rekonkwist przetrwało tu tyle zabytków.

"Zgodą wzrastają małe rzeczy, niezgodą największe upadają" - napisał Seneka Młodszy, syn tego miasta. Dobrze, że w szale nawracania mieszkańców Kordoby w XIII wieku na jedynie słuszną religię nie spalono meczetu, a jedynie pozbawiono go części kolumn we wnętrzu - tak, by dało się w nim zmieścić katedrę. Szkoda tylko, że dziś coraz częściej mezquita-catedral staje się przedmiotem konfliktu miedzy chrześcijanami i muzułmanami... Oby i to zawirowanie udało jej się przetrwać.



***
ZAPRASZAM NA INNE TEKSTY O:
HISZPANII

PORTUGALII


***
ZAPRASZAM TEŻ NA FILMOWY SPACER PO KORDOBIE: