Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

5.05.2012

/SINGAPUR/ 8 dni bez gumy do żucia – DZIEŃ 7: Vesak Day



Nie wiem, czy warto jechać do krajów arabskich w okresie ramadanu, ale wiem na pewno, że super jest być w Azji w Vesak Day! Buddyzm nie musi mierzyć się z problemami typu potencjalna wyższość świąt Wielkanocy nad świętami Bożego Narodzenia, bo Vesak to wszystko w jednym: dzień urodzin, oświecenia i śmierci Buddy. 

Vesak to nie tylko święto religijne, to także dzień dobroczynności - modlitwy o szczęście dla biednych i upośledzonych oraz dawania datków. Dlatego też obchodom w "naszej" świątyni w China Town towarzyszy duży festyn, z którego dochody przeznaczone są na wspomożenie ubogich.


Ale zacznijmy od początku. Od samego rana przed świątynią kłębią się tłumy wiernych. Porządkowi nadzorują kolejkę, a przy kadzidełkach wywieszono informację, by każdy modlący się brał tylko jedną sztukę. Dym z kadzideł unosi się wysoko w niebo, aż szkoda, że nie da się sfotografować ich zapachu. Biorę jeden patyczek - zgodnie z instrukcją - zapalam go i wstawiam do wazy. Wszystkie inne żarzą się do końca, a mój gaśnie. Zastanawiam się, czy może Budda rozpoznał, że nie pomodliłam się właściwie, ale rozwiązanie zagadki okazuje się dużo prostsze: po prostu zapaliłam kadzidełko nie od tej strony. Poprawiam się więc, a potem obserwuję modlących się ludzi. Panie w klapkach z siateczkami, które wpadły tu na chwilę, mamy wdrażające dzieci w procedurę religijną, młode pary, rodziny... Wielu z nich po modlitwie robi sobie zdjęcie ze świątynią lub fotografuje to piękne miejsce.


Za progiem świątyni następna kolejka. W niej wierni czekają do posągu Buddy, którego specjalną chochlą obmywają wodą. Zwyczaj ten wywodzi się ponoć z modłów o opady, które miały zapewnić dobre plony. Kolejka podchodzi z dwóch stron, porządkowi dbają o to, by wszyscy wierni mieli dla siebie chwilę przy posążku.  


W przedsionku świątyni, z prawej strony stoisko z dewocjonaliami. Wisiorki z jadeitowym Buddą, bransolety modlitewne, figurki. W głębi świątyni dodatkowo można kupić wodę o właściwościach zdrowotnych i paczuszki z ryżem, które wierni od razu składają w ofierze przed jedną ze statuetek Buddy. Za wszystko można zapłacić kartą - na stoisku jest specjalny terminal.


W świątyni odbywa się niezwykły spektakl. Mnich stojący pod baldachimem przykłada do czoła wiernych metalowy dzwonek. W tle słychać bębny, na których grają mnisi. Dźwięki i zapach kadzideł wypełniają całą świątynię nadając ceremonii podniosły charakter. To niezwykłe, jak radość, spokój i zaduma łączą się tu w harmonijną całość.


Nagle harmonię przerywa niespodziewany hałas. Bębny, trąby, klaskanie. Przed świątynią pojawia się czerwony smok animowany sprytnie przez wysportowanych chłopaków w sportowych strojach. Skaczą i biegają niczym wirtuozi wyginając smoka w najdziwniejsze pozy. Po małym pokazie na dziedzińcu wbiegają do świątyni, gdzie spektakl toczy się dalej. Potem znów chwila akrobacji na dziedzińcu - zafascynowani widzowie filmują wszystko tabletami. Smok skacze i kiwa łbem, a potem znika równie nagle, jak się pojawił.


Robimy sobie chwilę przerwy od oszałamiającego zapachu kadzidełek i idziemy zeskplorować festyn odbywający się na tyłach świątyni. Masa budek z jedzeniem i ogromna scena, przed którą stoją setki plastikowych krzeseł. Na scenie anielskimi głosami śpiewają dwie bliźniaczki w kusych strojach. Refren - choć po chińsku - od razu wpada w ucho. Widownia klaszcze, a dziewczyny śmieją się synchronicznie.


Jeszcze dwie słodkie piosenki i na scenie pojawia się kilkunastoletni chłopczyk w garniturku, kapeluszu i okularach. Rezolutnie mówi kilka słów do widowni, a potem śpiewa coś, co brzmi jak chińskie covery Połomskiego. Widzom ten występ również się podoba, wszyscy biją brawo.


Zabawa trwa dalej, jedni kupują coś do jedzenia, inni idą na występy, jeszcze inni grają przy stolikach w majonga z rozwagą planując kolejne ruchy.


Po chwili przerwy wracamy do świątyni. Przy tylnym wejściu również rozgrywa się ciekawy spektakl. Wierni podchodzą z kolorowymi świeczkami i stawiają je przed posągiem Buddy, a potem modlą się w towarzystwie mnicha.


Vesak Day trwa od świtu do nocy. W świątyni cały dzień ruch - jedni wierni przychodzą, inni wychodzą, jedni wpadają na chwilę, drudzy modlą się dłużej. Mnisi przemykają się szybkim krokiem, dzieci wrzucają monety do czar przed posążkami Buddy. Dźwięki bębnów dochodzące zza ściany potęgują wrażenie, jakby wszystko to było pięknym tańcem...

Z tradycyjnej świątyni ducha postanawiamy przenieść się do współczesnej jaskini uciech. W programie kin znajdujemy chińsko-francuską koprodukcję o dramatycznym tytule "Love and Bruises". Film grany jest w cinepleksie Cathay przy słynnej Orchard Road - głównej ulicy handlowej miasta. Wydawało nam się, że już w świątyni były nieprzebrane tłumy, ale dopiero tu możemy na własne oczy przekonać się, że Singapur jest drugim najgęściej zaludnionym państwem świata (po Monako). Orchard Road wygląda niczym rzeka ludzi i aut.


Płyniemy z tłumem do Cathay, nasze kino jest na 7 piętrze. Mijamy setki sklepów, restauracyjek, sal bilardowych... Koło kina w korytarzu są małe pomieszczenia, które można wynająć w kilka osób na wieczór gier komputerowych, czyli na "Ultimate e-gaming in privacy" jak głosi reklama.


Film "Love and Bruises" ostry i mocny. Dziewczyny chichoczą, część par nie wytrzymuje napięcia i opuszcza salę przed końcem pokazu. Odrażający obraz Paryża, słaba reklama dla miasta miłości. Wytrzymujemy do końca i wracamy przez zatłoczone miasto do hotelu. Metro już nie działa, ale pracownicy informują nas, który autobus dowiezie nas do China Town. Ostatni wieczór niestety. Czujemy się tu już jak w domu - jakoś głupio nam teraz będzie w metrze warszawskim, w którym nie zobaczymy tłumu Chińczyków z tabletami.

Zapraszam też na mój film z obchodów Vesak Day.

<<< DZIEŃ 6: Another Day in Paradise 

>>> DZIEŃ 8: Bye Bye, Beautiful! 



No comments:

Post a Comment