Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

7.22.2013

/BIBERACH/ Lipcowy pochód w mieście bobra


Dziś pobudka o 7.00, sympatyczna kartka od gospodyni zaprasza nas na bardzo wczesne śniadanko. Ale warto zwlec się wcześniej, by wziąć udział w czymś tak niezwykłym: już o 9.00 rozpoczyna się dwugodzinny historyczny pochód w ramach Biberacher Schützenfest.


Biberacher Schützenfest to święto jedyne w swoim rodzaju – inne niż festyny myśliwskie obchodzone w miastach północnych i zachodnich Niemiec. Wbrew nazwie niewiele ma bowiem wspólnego z myślistwem – jest to raczej święto młodzieży szkolnej o kilkusetletniej tradycji acz nie całkiem zbadanej historii. Pierwsza wzmianka pisemna pochodzi ponoć z roku 1668. Myląca nazwa z kolei wywodzi się nie od myśliwych (Schützen), lecz od określenia góry (Schützenberg) stanowiącej pierwotną lokalizację obchodów. Co ciekawe, po wojnie trzydziestoletniej Schützenfest świętowano w podziale na religie – osobno w wersji katolickiej i protestanckiej. Dziś nie ma po tym śladu – wszyscy mieszkańcy, starzy i młodzi, a do tego turyści, zasiadają wspólnie i wespół śpiewają tradycyjną pieśń rozpoczynającą pochód. I tak co roku – zawsze w lipcu.


Zaopatrzeni w tradycyjne przywieszki w kolorach miasta – łudząco przypominających barwy Ikei – oraz bilety udajemy się na rynek. Po drodze mijamy pomnik bobrów – nic dziwnego, miasto Biberach ma w końcu bobra nie tylko w nazwie, ale i na herbie. Ja dzierżę różę – atrybut lipcowego święta wyposażony tajny kod: różę główką w górę niosą panny już zamężne, a główką w dół – te na wydaniu. Oznaczenia na facebookowe „It’s complicated” jeszcze nie opracowano.


Bileciki za 2 euro mają nadrukowane miejsce, zasiadamy więc na trybunach. Wokół rynku w Biberach ustawiono konstrukcje przypominające piętrowo ustawione ławki piwne, a na nich zaznaczono numery miejsc. Rozwiązanie solidne i łatwo demontowalne. Zasiadamy więc – niestety pod światło. Aparat jakoś sobie radzi z tym problemem, nasza nie przyzwyczajona do słońca skóra – trochę gorzej.


A więc zaczynamy wspomnianą pieśnią. Jest nadrukowana na ulotce, więc nie mam problemu z tekstem. „Rund um mich her ist alles Freude” to skomponowana w roku 1797 przez Justina Heinricha Knechta pieśń kościelna, która zyskała rangę pieśni świątecznej intonowanej przy wielu okazjach w czasie Biberacher Schützenfest. Melodię ma dostojną, a tekst wesoły – „Wszystko wokół mnie jest radością” rozbrzmiewa z kilkuset ust.


Rozpoczyna się pochód, t. zw. „Historischer Festzug”. Trwa kilka godzin, ale choć tutaj też tylko jedne grupy idą za drugimi, to akcja jest dużo bardziej wartka niż w „Wyprawie”. Reprezentanci szkół idą przed muzykantami, jedna grupa macha flagami, kolejna je podrzuca.


Jedne wozy ciągnięte są przez konie, inne przez byki. Dzieciaki maszerują w kolorowych strojach, a policjanci w zielonych mundurach


Kolorowe stroje ludowe mieszają się z historycznymi przebraniami. Około trzy tysiące uczestników pochodu reprezentujących różne grupy zawodowe i przedziały wiekowe w czasie krótkiego przejazdu przez rynek przedstawia wydarzenia z historii miasta i osiągnięcia tradycyjnej sztuki rzemieślniczej.


Posilamy się tradycyjną przekąską i patrzymy na dalszą część pochodu. Co chwila słychać inną orkiestrę. Niektórzy maszerujący wychodzą z szeregu i wskakują na trybuny. Ktoś chwyta dziewczynę i kręci nią nad głową. Atmosfera jest coraz weselsza. 


Pochód dobiega końca. Idziemy na Gigelberg pooglądać ustrojone konie, napić się piwka i zjeść pyszne Spätzle mit Sauerkraut – kluski smażone z kapustą kiszoną. Po drodze mijamy kapelę przygrywającą przy sklepie i obóz szwedzki, w którym młodzież inscenizuje walki żołnierzy. 


Czas mija, jest już popołudnie. Siedzimy wśród miejscowych na długich ławach osłoniętych namiotami. Złote piwko serwowane jest tu w litrowych kuflach. Nastroje coraz lepsze. Z góry spogląda na nas łeb prosiaka, który ktoś właśnie nasadził na żerdź. 


Słońce zbliża się do horyzontu. Wieczór po długim dniu postanawiamy spędzić w tutejszym wesołym miasteczku, które niczym komercyjny młodszy brat towarzyszy historycznym obchodom. Z diabelskiego koła rozciąga się widok na okolicę, a w gabinecie strachów powykrzywiane zombies przyprawiają nawet dorosłych o skoki adrenaliny.  


W strzelnicy można za kilka zaledwie trafień dostać pluszowe serduszko z wymownym haftem o treści "Ich liebe Dich", a we Flight Simulatorze – pożałować, że wypiło się o jedno piwo za dużo.


Noc już ciemna, a zabawa wcale nie ma się ku końcowi. Młodzież w grupkach przechodzi od jednej strzelnicy do drugiej. Teraz do zabawy przygrywa kapela mniej tradycyjna – ale za to z naszym akcentem narodowym na koszulce. Wybija północ. Jutro a właściwie dziś czekają nas kolejne atrakcje: wszak Schützenfest potrwa jeszcze prawie tydzień.

No comments:

Post a Comment