Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

11.20.2011

/MONACHIUM/ Noc na lotnisku


To właśnie na Flughafen München głosowałam w ankiecie Lufthansy "Moje ulubione lotnisko". Bo rzeczywiście z europejskich portów lotniczych to ten uważam za najprzyjaźniejszy dla pasażerów; i za jeden z najładniejszych. Zresztą to nie tylko moje zdanie: w roku 2011 Munich Airport uhonorowany został prestiżową nagrodą World Airport Award Skytrax dla najlepszego lotniska w Europie.
 

Lotnisko im. Franza Josefa Straussa (polityka, nie muzyka) to prawdziwe arcydzieło architektury. Zadbano w nim o kontrast linii i form, grę świateł, układ przestrzeni. Nic dziwnego, że można je też zwiedzić jak muzeum czy kościół - "Airport Tour" z przewodnikiem trwa około 50 minut i kosztuje 8,50 euro.


Odkąd pamiętam na Flughafen München nie trzeba wydawać ani grosza na dobrą kawę i herbatę - przy gate'ach ustawione są czyste stoliki z napojami do wyboru: różnymi rodzajami herbat i ekspresem do kawy. Na innych stojakach na pasażerów czeka prasa - od "Frankfurter Allgemeine Zeitung" po "Financial Timesa". 


Dzień na lotnisku to prawdziwa przygoda: w parku dla zwiedzających można zeksplorować kabiny samolotów Ju52 i Lockheed Super Constellation, potem dla odprężenia fajnie jest zagrać w minigolfa na polu z 18 dołkami lub pooglądać starty i lądowania z płyty wschodniej na tarasie widokowym w terminalu 2 (trzeba wjechać schodami ruchomymi z hali przylotów do obszaru restauracyjnego i stamtąd przejść na taras korytarzem powietrznym; opłata za wejście 1 euro). Warto też spróbować piwa z browaru lotniskowego "Airbräu" - jedynego takiego w Europie (browar znajduje się w strefie MAC przy terminalu 2; polecam pszenicznego Kumulusa - 2,40 euro za 0,5 l) oraz zrobić sobie pamiątkową fotkę z symbolem Bawarii :-)

 

Jednak noc na lotnisku to zupełnie co innego - taras zamykany jest o 22.00, większość sklepów o 21.00 i całe lotnisko powoli idzie spać... Terminale tętniące życiem around the clock widziałam jedynie w Azji, w Europie nawet na Heathrow trudno kupić pizzę po 21.00.

Ląduję w Monachium o 22.00. Lot z Kairu był sporym przeżyciem - i to nie dlatego, że z nieba można dostrzec piramidy w Gizie. Nota bene stojąc kilka dni wcześniej pod piramidami z niepokojem patrzyłam na intensywny ruch lotniczy bezpośrednio nad nimi... Samoloty zagrażają piramidom, a piramidy samolotom: stewardessom nie udało się opanować tłumu, który rzucił się do okien mimo włączonej informacji "zapiąć pasy" na widok stożkowatych zarysów. Tym razem było jednak jeszcze ciekawej: nad okrywającym się już mrokiem Kairem rozpętała się burza z piorunami. Z okien Boeinga widać było błyskawice przelatujące między skłębionymi chmurami (co nawet udało mi się nagrać: http://www.youtube.com/watch?v=N3OUUmYUEcw), a przez huk silników przebijał się dźwięk grzmotów. 


A więc ląduję na zasypiającym już lotnisku. Lot do Warszawy mam dopiero o 8 rano. To jeszcze 10 godzin. Dobrze, że udało mi się wygooglać ciekawą opcję: kabiny do spania zwane napcabs. Skonstruowali je studenci z Uniwersytety Technicznego w Monachium. Na razie pilotażowo postawiono na lotnisku dwie sztuki koło gate'u H32 w terminalu 2. Na stronie http://www.napcabs.net widnieje jednak informacja, że niebawem pojawi się ich więcej.

Szukam kabin. Z zewnątrz wyglądają jak solaria, jednak przez szklany panel w drzwiach można zajrzeć do środka i przekonać się, czym są naprawdę: minipokoikami do spania z łóżkiem 80X200 cm, kuszącą czystością pościelą, flatscreenem, małym stolikiem i dużym lustrem optycznie powiększającym przestrzeń. 


Koło wejścia terminal płatniczy. Kabin nie można rezerwować, ale na szczęście dziś obie są wolne i czekają na nocnych (oraz dziennych - bo można je też wykorzystać na kilkugodzinna drzemkę w ciągu dnia) znużonych podróżą pasażerów. Wbijam moje dane, również adres mailowy, na który później zostanie mi wysłana "ankieta satysfakcji". Przeciągam kartę kredytową - to ona będzie moim kluczem do kabiny umożliwiającym ponowne jej otwarcie np. po wyjściu do toalety (w toaletach na MUC też nota bene są ankiety satysfakcji :-)). Bo toalety niestety w niej nie ma.

Dziwne uczucie: będę spać na środku gate'a, wśród przechadzających się tam ludzi i sprzątaczek. Podobno kabina jest "soundproof", więc nie powinni usłyszeć mojego chrapania - ani ja ich kasłania. Może hotel byłby wygodniejszy, może odrobinę tańszy (za każdą godzinę spędzoną w nocy w napcab zapłacę 10 euro), ale stąd będę rano miała zaledwie kilkaset kroków do gate'u, przy którym czekać będzie Embraer do Warszawy. Poza tym to ciekawe przeżycie taka noc w napcabie.

Wchodzę do kabiny, która po tygodniu w Kairze wydaje mi się jeszcze bardziej sterylna niż jest w istocie. Zasuwam roletę na szybie w drzwiach, by móc komfortowo przebrać się w pidżamkę. Bagażu na szczęście nie mam ze sobą - nadałam go z Kairu bezpośrednio do Warszawy, więc pewnie leży gdzieś teraz w jakimś zimnym lotniskowym magazynie. Przy stoliku w kabinie gniazdka elektryczne i podłączenie do sieci Internetowej (wraz z kablem RJ45). Nie mam ze sobą ani laptopa, więc tym razem nie skorzystam. Bardziej przydałaby mi się półka z książkami, bo sklepy na lotnisku już zamknięte, a ja nie mam lektury do poduszki.


Zaczynam bawić się touchscreenem (to też nagrałam: http://www.youtube.com/watch?v=4yhnBH8rdl4&feature=plcp). Mogę na nim sprawdzić godziny odlotów i gate'y, obejrzeć filmy reklamowe, ustawić budzik, wybrać Vivaldiego, Beethovena lub Czajkowskiego jako towarzysza drzemki, zmienić oświetlenie kabiny na "nastrojowe" lub "energetyzujące"... 

A więc odpływam przy pierwszym koncercie fortepianowym Czajkowskiego. Śpię dobrze, śni mi się rejs po Nilu. Budzi mnie budzik własny, bo nie zaufałam temu napcabowemu - pewnie niesłusznie. 


Wychodzę wyspana z kabiny, na panelu przy wyjściu odmeldowuję się i odczytuję, ile będzie mnie kosztowała ta przyjemność. Od 6 rano do 22 płaci się 15 euro za godzinę, w nocy - 10 (minimalna opłata 30 euro, naliczanie opłat z dokładnością do 1 minuty). Na ekranie pojawia się informacja, że napcab wymaga zmiany pościeli i na razie jest nieczynny.

Lecę do Warszawy, z lotniska jadę bezpośrednio do biura - dzięki napcabowi jakoś przeżyję ten dzień. W ankiecie, która przychodzi mailem po kilku dniach, oceniam pozytywnie ten alternatywny koncept na relaks na lotnisku - podrzucam też pomysł na kabiny deluxe z toaletą i kabiny double dla dwóch osób. Może kiedyś powstaną.




P.S. Zdjęcia zebrałam z wielu różnych pobytów na lotnisku w Monachium - dlatego część fotek jest zimowa, a część letnia.

No comments:

Post a Comment