Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

2.17.2012

/NEPAL/ TREKKING WOKÓŁ ANNAPURNY (3)

– Dzień 3, czyli czasem trzeba zejść w dół, żeby wejść na górę –
(Landruk 1565 mnpm - Modi Khola 1060 mnpm - Ghandruk 1940 mnpm)
Prócz śniadania i mycia się w zimnej wodzie do naszego stałego rytuału porannego weszło już oglądanie górskich widoków. Stajemy przy schronisku i patrzymy się na pokryte świeżym śniegiem szczyty.


Dziś trasa bardzo w dół, a potem bardzo w górę. Boleśnie na własnych mięśniach przekonam się, że lepiej by było odwrotnie. Mój pokój w Landruk jest na piętrze, po wczorajszej trasie ledwie daję radę zejść po schodkach – mega zakwasy. A zaraz znów trzeba będzie ćwiczyć czworogłowy uda.


Z Landruk musimy zejść do mostu na rzece Khola, a potem wejść do Ghandruk. Czyli 500 metrów przewyższenia w dół, a potem 900 w górę. To będzie ciężki dzień, zwłaszcza że turystki w Himalajach mogą się pożegnać z regularnością działania swojego organizmu. Idę więc ze skurczami brzucha i staram się odwrócić swoją uwagę pięknymi widokami. Udaje się. Przed nami wyłaniają się rajskie pola – żółte, zielone, beżowe.


W słońcu lśni mały wodospad. Przypominam sobie, jak jako dziecko chodziłam z Tatą po Wodogrzmotach Mickiewicza - no ale one były znacznie okazalsze, przynajmniej w oczach dziecka.


Pod stopami spomiędzy kamieni wyrastają kwiaty. Idziemy w dół do mostu, pod którym płynie szmaragdowa rzeka


Mały odpoczynek. I kara za zejście tak nisko: mozolnie wspinamy się na przeciwległe strooome zbocze do Ghandruk. Zwykle można tam wynająć konia, na co już się z Sophią cieszyłyśmy, ale koń został powołany do ważnych czynności polowych i niestety dziś całą trasę musimy pokonać na własnych nogach. Lekki kryzys, bo trzeci dzień, bo wczorajszy rum, bo brzuch boli. No i jestem już rok starsza.


Ale Himalaje są jak lek na wszystko. Na zmęczenie, problemy, wątpliwości. Wszystko wydaje się jasne, a cel jest prosty – trzeba dojść do wyznaczonego punktu. Krok za krokiem, najpierw z wysiłkiem, potem coraz bardziej w rytmie – po jakimś czasie nie czuje się już każdego kroku.

Dochodzimy do Ghandruk wcześniej niż planowaliśmy. Wita nas ono kamienną bramą z dumnym napisem i kojącą informacją, że jakby co, to jesteśmy w dobrych rękach.  Mamy szczęście, bo zaczyna padać deszcz, a my już siedzimy pod wiatą z gorącą nepali tea. W tym schronisku nie mam własnej łazienki, ale jest prąd – to w sumie najważniejsze, bo wyładowuję po trzy akumulatory dziennie – tyle tu rzeczy wartych sfotografowania.


Zamawiamy obiad. Po kuchni i jadalni biega jedenastolatek – rozkłada sztućce, sprząta, roznosi jedzenie. Tu wzruszające, że syn tak pomaga gospodarzom. Rabindra dzieli się z nimi tym spostrzeżeniem. Okazuje się, że dzieci gospodarzy są w szkole, chłopiec zaś to ich pracownik najemny, który zarabia na całą swoją rodzinę mieszkającą gdzieś przy indyjskiej granicy. Postanawiamy coś dla niego zrobić – Irene daje trochę ubrań, ja dokładam skarpetki trekkingowe. Malec bierze rzeczy i biegnie z nimi na podwórko – myśli, że ma je dla nas wyprać. Jest bardzo szczęśliwy, jak okazuje się, że to prezent dla niego.

Wielu turystów decyduje się na łożenie na szkoły dla dzieci w Nepalu. Niemcy, którzy kiedyś byli na trekkingu organizowanym przez Irene, finansują edukację dzieci naszych tragarzy, sama Irene wzięła już w czasie studiów pod opiekę chłopca z Katmandu. Policzyła, że dla niej to dziesięć piw miesięcznie mniej, a chłopak zyska lepsze życie. Co roku dostaje od niego list i kopię cenzurki.

Jest czas, by znaleźć kucyka dla dzieci. Sophia śmieje się, a Philipp nerwowo ssie smoczka – to dla niego zupełnie nowe przeżycie. Jeżdżą chwilę po placyku przy schronisku. Wieczór spędzamy w ciepłych ciuchach, jest zimniej niż zwykle. Za nami najtrudniejszy dzień naszego rodzinnego trekkingu. I krótka noc – o trzeciej nad ranem budzą nas dzwonki mułów, które transportują towary drogą leżącą tuż przy schronisku. Jak nie kogut, to muły – w Himalajach śpi się gorzej niż w Kairze, najgłośniejszym mieście, jakie znam.




1 comment: