Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

2.17.2012

/NEPAL/ TREKKING WOKÓŁ ANNAPURNY (4)

Dzień 4, czyli muszę tu wrócić
(Ghandruk 1940 mnpm - Nayapul 1070 mnpm)


Omlet, masala tea, podziwianie widoków. Dziś schodzimy do Nayapul, skąd wrócimy do Pokhary, a potem do Katmandu. Przed trekkingiem zachwycał mnie pośpiech tego miasta, po trekkingu przez chwilę wyda mi się ono głośne i zatłoczone nie do wytrzymania…

Ale póki co jeszcze jesteśmy w górach. Czworogłowe już wytrenowane na szczęście, bo dziś znów w dół. Okolica coraz bardziej „zurbanizowana" – przechodzimy przez nowowybudowaną drogę, przy szlaku stoją kosze na śmieci.

Mijamy tragarzy, na polach też dużo się dzieje; coraz więcej domostw i kapliczek. Wracamy do cywilizacji pytając się siebie w duchu, czy warto. Czy ciepła woda w kranie jest więcej warta niż krystaliczne powietrze tutaj, czy lepiej jeździć samochodem niż przemierzać drogę na własnych nogach… Z Himalajów wraca się do domu, ale pytania pozostają.

Na dole długi odcinek piaszczystej drogi wzdłuż rzeki. Sophia znów daje dziś radę iść sama. Roślinność jest tu już zupełnie inna niż w górach – piękne palmy przywołują urlopowe skojarzenia. Wzmaga je jeszcze grzesznie słodki smak pomarańczy kupionych od przydrożnej handlarki.

Obiad jemy w malowniczo położonej „Riverside Lodge”. Zasłużyliśmy na mały deser – bananowe lassi. Rabindra biegnie do punktu rejestracyjnego zebrać ostatnie pieczątki w naszych „registration cards for individual trekkers”. Dobrze, że wzięłam do Nepalu pięć zdjęć legitymacyjnych – przydały się do różnych dokumentów i permitów. W mojej karcie trekkera jestem dwa lata młodsza niż w rzeczywistości, a jako nazwisko mam wpisane drugie imię – ale nie szkodzi, i tak fajna pamiątka.

Dochodzimy do Nayapul. Małe miasteczko, typowa ulicówka. Podobnie jak w Katmandu ktoś komuś wyczesuje wszy, kobiety coś szyją albo piorą.

Umorusane dzieci cieszą się z łakoci, które im dałam.


W sklepiku kupić można torby z napisem „Paris”, przed domem suszy się pranie.

Przed nami ostatni wiszący most. Znów symboliczny. Przechodzimy z krainy spokoju do świata pośpiechu. Zaraz dojdziemy do drogi, na której tłoczą się taksówkarze i będziemy z nimi negocjować cenę za przejazd do Pokhary. I wyboistą drogą pojedziemy do hałaśliwego świata, obiecując sobie w duchu, że kiedyś wrócimy do tej magicznej krainy. 

No comments:

Post a Comment