Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

8.19.2013

/BAŁTYK/ Tam, gdzie ciało się smaży na plaży


Długi weekend sierpniowy to kilkugodzinne korki z i do Warszawy oraz ruch jak w piekle. Sama obwodnica Torunia zajęła nam w okolicach północy bite 2 godziny. Jechaliśmy też przez kultowy Włocławek, w którym na niedawnej wyprawie Dacią Pusią zatrzymywali się na wymiotowanie blogerzy Make Life Harder - nie dlatego, że się czymś zatruli, ale dlatego, że to takie piękne miasto. Ale 15-18 sierpnia AD 2013 to także piękna pogoda i potencjalnie cztery dni na rozkoszowanie się wolnością. Także chyba plusy przeważają nad minusami. I to dla wielu osób, bo takie tłumy jak na plaży w Mielnie to widziałam ostatnio chyba na wielkim bazarze w Turcji. Z tym że na bazarze ludzie byli znacznie mniej skąpo odziani.


Jeden z najdłuższych weekendów nowoczesnej Europy - walczący o to miano z majowym narodowościowo-postkomunistycznym combo - spędziłam na złotym piasku. Plan był prosty - cztery dni, cztery plaże, cztery niezapomniane miejsca. Zapraszam na krótką wizytę na bałtyckim wybrzeżu. W opowieści pojawią się i hawajskie spódnice, i dzikie węże. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Plaża w Ustroniu wbrew nazwie nie jest ustronna, tylko szczelnie przykryta plażowiczami. Okolicę uatrakcyjniają dwa spacerowe mola, które można wykorzystać do wypatrzenia z góry swoich 2 metrów kwadratowych na piasku. Gmina na stronie internetowej chwali się, że woda w tym regionie należy do najczystszych na polskim wybrzeżu. Co do czystości to nie wiem, ale na pewno jest zimna, co wbrew pozorom ma swoje zalety - aż strach pomyśleć, co by było gdyby Bałtyk okazał się wystarczająco ciepły dla wszystkich plażowiczów i gdyby gremialnie ruszyli oni spławiać się w słonych falach. 


Póki co wzdłuż niemal 2,5 km wybrzeża prażą się rozgrzane ciała. Aż przypomina się piosenka kierowana oryginalnie do miłośniczki solarium "No co ty robisz, co ty robisz? Przecież jesteś z Łodzi, nie z Nairobi". Młodzi chłopcy z dużymi torbami pokrzykują "popcorn-popcorn" lub "gorąca kukurydza". Ta druga kosztuje 7 złotych za kolbę - i z czystym sumieniem  mogę ją polecić. Podobnie jak dorsza w pobliskiej smażalni ryb "Sandacz" przy ul. Okrzei.


Dla znudzonych plażą ciekawym celem mogą być sklepiki z tegorocznymi hitami pamiątkarskimi, wśród których prócz tradycyjnych ciupag prym wiodą spódniczki hawajskie. Albo prawdziwy rarytas przyrodniczy: w gminie Ustronie Morskie można odwiedzić jeden z najstarszych dębów w Polsce - Bolesław, który ponoć ma 800 lat i jest o sto lat starszy od dębu Bartek. 

Plaża w położonym ok. 20 km od Ustronia słynnym Kołobrzegu to najwyższy standard - i jakościowy, i wizualny. Tak miękko-jedwabistego złotego piaseczku o konsystencji mąki ziemniaczanej dawno już nie miałam pod stopami. 


Stylowe kosze przywodzą na myśl snobistyczne plaże na Sylcie. O tym, że to jednak nasz rodzimy Bałtyk przypomina tablica z informacją m.in. o temperaturze wody (18 stopni - przynajmniej wiem, dlaczego przy pierwszym kontakcie cierpną mi nogi) i słynny pomnik zaślubin z "odzyskanym" morzem.


 Aby nieco zareklamować to piękne miasto będące uzdrowiskiem pełną gębą, podam za Wikipedią, że w Kołobrzegu leczy się głównie choroby stawów, dróg oddechowych, krążenia oraz cukrzycę. Działają tu ponoć 23 sanatoria, więc jest w czym wybierać. A po inhalacjach i kąpielach można pokręcić się na kole z niemieckiego demobilu w bardzo kolorowym i urozmaiconym wesołym miasteczku zlokalizowanym przy Bulwarze Jana Szymańskiego. Z istotnych i znanych zabytków trzeba też wspomnieć o molo, które ma 220 metrów długości i jest najdłuższym tego typu żelbetowym obiektem w Polsce.


Jeśli dla kogoś woda za zimna, to może zgrzać się w Kołobrzegu przynajmniej na trzy sposoby: 1. pijąc w pobliskich lokalach, 2. wspinając się na latarnię morską, 3. kiwając się na pirackim statku. A my zrobiliśmy to jeszcze inaczej - idąc na koncert open air wieńczący tegoroczny festiwal Interfolk.


Najpierw gorące foty z gorącymi Brazylijczykami, a potem Krakowiaczek w wykonaniu Niemców i kozaczok w wykonaniu Ukraińców na scenie. I kilka bardziej egzotycznych numerów: na przykład imponujący synchron klęczących Balijek - studentek z Dżakarty, które poznaliśmy już wcześniej na paradzie.


Zachód słońca w Kołobrzegu nie ma sobie równych... 


Trzeci przystanek to Mielno, które wygrywa w kategorii "Wschodnioeuropejski Megakurort". Czego tu nie ma! Są i duże pluszowe koniki na kółkach, na których podskakujące dzieci wyglądają zabawnie, a dorosłe kobiety - dwuznacznie, i setki sklepików, gofrowni, kafejek, knajp barów - część o bardzo oryginalnym wystroju


Z pamiątek prócz wspomnianych klasyków można tu kupić między innymi peruki z włosia anielskiego, czerwone cekinowe kowbojskie kapelusze oraz piłki w kształcie cycków. Hitem sezonu są też kolorowe afrykańskie warkoczyki wplatane we włosy przez dziewczyny o wprawnych paluszkach. Ta przyjemność to 10 minut cierpliwego siedzenia i 4 złote.

W Mielnie znajduje się nawet Egipt - opcja dla spragnionych egzotyki wizualno-jedzeniowej. Od razu pomyślałam o polecanej przez ekipę Make Life Harder "Nebra Cafe" w Koszycach – knajpie utrzymanej w eklektycznym klimacie egipsko-góralskim. Są też interesujące opcje na życie nocne. Oraz kategoryczne ostrzeżenia.


Na zasypianie dobre jest liczenie baranów, na nudę na plaży - liczenie plażowiczów. Ta rozrywka to doskonała opcja na Mielno. Tylko jak się nazywa kolejna wielkość po trylionie? :-) No może przesadzam, ale naprawdę tubylcy na zły sezon w tym roku narzekać nie mogą. 


Ostatni przystanek w weekendowym maratonie to Łazy. Jakże inne od światowego kurortu Mielno. Koloryt lokalny w postaci licznych budek, bud, straganów i straganików (na których papież konkuruje z kotem) też jest tu oczywiście obecny, ale w znacząco mniejszej skali. Są za to atrakcje natury - piękne wydmy, a nawet dzikie żmije. Nic w tym dziwnego, w końcu teren Łazów został objęty obszarem chronionego krajobrazu Koszalińskiego Pasa Nadmorskiego. Wspomniane wydmy wyglądają całkiem zwyczajnie, ale jeśli poszuka się w źródłach, to można się dowiedzieć, że porastają je różne egzotyczne rośliny o wypasionych nazwach: mikołajek nadmorski, wiciokrzew pomorski czy listera jajowata. 


W tej wsi wciśniętej między jeziorami Jamno i Bukowo na stałe mieszka zaledwie około 100 osób. W lecie jest tu więc sporo więcej turystów niż miejscowych. Mają oni do wyboru pola namiotowe, domki i sympatyczne postkomunistyczne domy wczasowe. Oraz plażę - świetną, bo nieprzeludnioną. To pierwsze z odwiedzonych miejsc, w którym między szeroko zakrojonymi M4 - odgrodzonymi parawanikami przez spragnionych odpowiedniego metrażu plażowiczów - można było wykroić na piasku całkiem przyzwoite M3 na własny relaks. I o to chodziło!


Zamiast pointy podaję link do filmiku, który uratował nam życie: http://www.youtube.com/watch?v=llBs3qJvKCc. W każdym razie - konia z rzędem temu, kto bez instrukcji złoży namiocik plażowy z Biedronki... Nawet konsultacje biwakowe i knajpiane w naszym przypadku niewiele dały. Dziękujemy Ci więc, MichaXXD! I dedykujemy Ci przebój "Wyginam śmiało ciało".



***

ZAPRASZAM TEŻ NA MÓJ FILMIK Z POKAZU FINAŁOWEGO FESTIWALU INTERFOLK 2013:


1 comment:

  1. Bardzo ładnie pokazany Kołobrzeg na tych zdjęciach. Ja na tegoroczne wczasy nad morzem też pojechałem do Kołobrzegu i tak mi się spodobał że w przyszłym roku chce odwiedzi to miejsce jeszcze raz. Super zdjęcia a zachód słońca rzeczywiście nie ma sobie równych.

    ReplyDelete