Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

8.11.2013

/STRAUBING/ Na festynie piwa i dobrej zabawy


Wieść gminna niesie, że Niemcy świętują chętniej niż jakikolwiek inny naród w Europie. Jest w tym na pewno dużo prawdy: lokalnych pochodów i jarmarków jest tu tyle, że mogłyby wypełnić cały kalendarz - a w szczególności miesiące letnie. Jak zauważyli koledzy z "Make Life Harder" imprezowicz idealny to Niemłoch - czyli ktoś o wyglądzie Włocha i osobowości Niemca. Trudno się z tym nie zgodzić.

Moje ulubione święto kręcące się wokół dobrej zabawy to sierpniowy Festiwal Piwa Gäubodenvolksfest w Straubing. Pozwolenie na organizację ludowego festynu wydał mieszkańcom miasta sam król Maksymilian I Joseph w roku 1812. Z lokalnego wydarzenia w ciągu dwustu lat zmieniło się ono w drugi co do wielkości fest w Bawarii.


Wielkość imprezy rzeczywiście jest imponująca. W siedmiu namiotach na 1,3 miliony gości odwiedzających co roku Straubing czeka 26 400 miejsc siedzących, a w ramach wystawy 750 firm prezentuje swe produkty i usługi na 60 000 metrów kwadratowych powierzchni.


Zwiedzanie zaczynamy właśnie od wystawy - czyli Ostbayernschau. Aby odwiedzić 17 ogromnych hal plus wszystkie stoiska na terenie otwartym trzeba byłoby spędzić tu kilka dni. Koncentrujemy się wiec na eksponatach, które przyciągają niezwykłością i oryginalnością. Na ogromnym terenie poświęconym wyposażeniu do domu i ogrodu aż roi się od kolorowych standów z mydełkami, skarpetkami i rękodziełem. A wśród nich ciekawostki z innej bajki - samochód w 100% napędzany prądem oraz ciągnik z kołem większym ode mnie...


Wchodzimy do hal. Nastrój w nich bawarski, ale przełamany co jakiś czas akcentem egzotycznym - na jednym ze stoisk z meblami przycupnął Budda, w innym pachnie cynamonem. Budek z aromatycznymi przyprawami z całego świata jest tu zresztą co niemiara. Podobnie jak z magicznymi obieraczkami i krajarkami do warzyw, nożami i garnkami. Ich nadprzyrodzone możliwości prezentują sprzedawcy z kosmicznymi systemami nagłośnienia na głowach. Cyk i ogórek rozpada się na 10 równych części, myk i z marchewki robi się różyczka, prask i cebula bez jednej łzy zmienia się w morze połyskliwych łusek. 


W innej hali wita nas stoisko w kształcie minikopuły Bundestagu. Można tam dostać ładnie wydrukowaną konstytucję w srebrnej oprawie i dowiedzieć się od ekspertów o pracy parlamentu i zasadach powojennej demokracji. Po krótkiej konwersacji idę dalej. Miłe panie częstują mnie serami i wędlinami, fotel ze skóry vintage straszy ceną, a masażery ręczne pozwalają chwilę się odprężyć.  


Osobną kategorię na wystawie stanowią oczywiście standy ze strojami ludowymi. Co roku modne są nieco inne ich wersje - więc choć krój tradycyjny, to dodatki się zmieniają. Prócz białej bluzki i kolorowej sukienki można dokupić buciki pod kolor albo zawieszkę z szarotką. Panie coraz chętniej przymierzają męską wersję stroju - czyli słynne Lederhosen i koszulę. Tak czy owak kolejka do przymierzalni jest długa, a chętnych do zakupów nie brakuje. Mimo, że ceny są konkretne - pełen strój damski to koszt około 150 euro. Plus skórzane trzewiki za 80-120 euro.


Zmęczeni zwiedzaniem przepastnych hal idziemy na piwko i posiłek. Sznycelek, sałatka kartoflana i kwaśna kapusta, a do tego złoty płyn, który na Gäubodenvolksfest smakuje jak nigdzie indziej. W budkach można kupić go w kuflach półlitrowych (halbes Maß), w namiotach - już tylko w litrowych (Maß).


Posileni przechodzimy do drugiej części terenu - tej z kolorowym i hałaśliwym wesołym miasteczkiem. Skrzat koło karuzeli zachęca, by dorośli przejechali się nią razem z dziećmi. Wampir łypie z drzewa zapraszając do komnaty strachów. Na huśtawkach-łódkach mamy w strojach ludowych kołyszą się wraz ze swymi latoroślami. 


Nie brakuje tu też klasyki wesołomiasteczkowej: strzelnice, budy z watą cukrową i innymi słodkościami, karuzele. Jedna z nich gwarantuje podniebny fun na całego, inne są dostępne również dla osób mniej odważnych. Dalej wspomniana komnata strachów, do której zapraszał wampir na drzewie. Tu kolejka jest najdłuższa. I dzieci, i dorośli najwyraźniej lubią się bać... A jest czego - wampiry wgryzają się w dziewice, a smoki zieją ogniem. Tutejsza komnata gwarantuje przerażenie z najwyższej półki :-)


Jak co roku nad terenem góruje koło widokowe. Jest całkiem sporych rozmiarów: ma 50 metrów wysokości, dzięki czemu z jednego z trzydziestu wagoników można oglądać w pełnej okazałości i teren festu, i miasteczko. Zwłaszcza, że pogoda dopisuje.


Idziemy do jednego z namiotów. W głowie kręci mi się od piwka i jazdy kołem, a tu kelnerka przynosi kolejny kufel. W tle gra orkiestra bawarska, publiczność klaszcze. Taki nastrój jest tylko w Straubing.


Nie wiem, kiedy nadszedł wieczór. Czas już niestety kończyć imprezę. Do samochodu mamy kilkaset metrów - tradycyjnie na okolicznych terenach zaaranżowano ogromny parking. Samochody wolno suną wzdłuż taśm zainstalowanych na pałąkach wbitych w trawę. Mimo kolejki wyjeżdżamy szybko dzięki systemowi "na suwak" - każdy samochód na szosie wpuszcza po jednym z oczekujących na wyjazd. 


Oby w przyszłym roku znów dane było mi tu wrócić!  




Zapraszam też na mój reportaż filmowy z Gäubodenvolksfest 2013:


 

No comments:

Post a Comment