Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

9.14.2013

/MEKNES/ Duch Ismaila w Wersalu Południa


Dziś jedziemy do Meknes. Oczywiście jedziemy, Insha'Allah- czyli "Jak Bóg da", bo tak kończy się w Maroku każde zdanie dotyczące planów, przedsięwzięć czy obietnic. Tak, obudzimy Madame, Insha'Allah (telefon w hotelu nie miał kabla - więc akurat się nie udało). Tak, kolacja od 19.00, Insha'Allah (kelner poszedł się modlić, więc wyszło kwadrans później). Więc dziś Meknes, Insha'Allah.


Meknes - miasto, które miało w historii swoje pięć minut, w czasie których było stolicą kraju. Otoczone gajami oliwnymi - i z murami żółtymi niczym oliwa. Dziś raczej spokojne, ospałe, z abstrakcyjnymi karocami niczym z bajki obwożącymi po uliczkach nielicznych turystów.


Od 1666 roku - do dziś - Marokiem rządzi dynastia Alaouitów uważanych za potomków proroka Mahommeta.  W roku 1672 na tron wstąpił sułtan Moulay Ismail, dawny gubernator Meknes. Jedną z pierwszych decyzji władcy było skazanie na śmierć siedmiuset buntowników, zakonserwowanie ich głów w soli i wywieszenie - jako ostrzeżenie dla innych nieprawomyślnych poddanych - na murach Fezu.

Okrucieństwo cechowało cały okres panowania sułtana - a rządził on 55 lat. Ponoć co rano dwór władcy wypytywał się eunuchów, w co król jest ubrany, jaką ma minę i nastrój - bo zły humor mógł oznaczać kolejne wyroki śmierci. Jednocześnie Ismail dbał o rozwój kraju - nawiązał liczne relacje zagraniczne, zbudował 70 portów, wiele pałaców, spichlerzy, stajni, urzędów. To on wyniósł Meknes do rangi stolicy i rozbudował je chcąc uczynić fortecą nie do zdobycia - czemu służyło choćby okolenie go 25-kilometrowym potężnym murem. A że działo się to w tym samym czasie, co budowa słynnego pałacu Versailles we Francji, to o mieście zaczęto mówić "Wersal Południa".

W Meknes ducha władcy widać na każdym kroku, bo związana jest z nim - mniej lub bardziej - większość tutejszych zabytków. Najbardziej bezpośrednio - mauzoleum Ismaila. Otwarte dla zwiedzających, również innowierców; przed wejściem do komnaty, w której pochowany jest sułtan i jego żona, należy zdjąć buty. Tak naprawdę, to należałoby jeszcze skorzystać z fontanny - ustrojone w piękne mozaiki źródełko jest bowiem przeznaczone do oblucji rytualnych. Ale z tego kroku świadomie rezygnuję. Choć widzę, jak z zapałem wykonują go pielgrzymi, którzy przybyli do mauzoleum wierząc, że spłynie na nich łaska.


Duch Ismaila jest też w piaskowych ruinach spichlerza i stajni do dziś dostępnych dla turystów oraz wykorzystywanych do organizacji różnego rodzaju wystaw i pokazów.  Ze względów praktycznych obok starych kolumn wmontowano tu całkiem nowe gniazdka elektryczne tworząc ciekawe zestawienie - stare vs nowe, piękne vs użyteczne, jasne vs ciemne. Miło jest wejść do pomieszczenia odgrodzonego od upału ścianami czterometrowej grubości. Mniej miło, że kryją one ponoć ciała niewolników, którzy zmarli z przemęczenia w czasie pracy i których wykorzystano jako element budulca oblewając zaprawą. Budowlę te wznosili oni z takim poświęceniem nie tylko ku chwale władcy - miała ona zapewnić miejsce na takie zapasy żywności, by ludność miasta mogła przeżyć nawet kilkuletnie oblężenie.


W spichlerzu czuć niestety wilgoć trawiącą jego substancję. To ona niszczy go dziś bardziej niż upał czy mijający czas.

Dalej stajnia - a właściwie pozostałości po niej. By poczuć ducha dawnych czasów trzeba mocno uruchomić wyobraźnię. Otóż przy trzystu słupach miało być tu za czasów Ismaila "parkowane" 1200 koni - po cztery na jedną kolumnę. Trudno uwierzyć, że się mieściły - w zwizualizowaniu sobie tego pomaga mi narysowanie w głowie parkingu na ponad tysiąc samochodów.


Meknes zwane jest też miastem bram - dlatego na bramy trzeba tam zwrócić szczególną uwagę i przyjrzeć się misternym detalom. Ta największa w całej Afryce, a zdaniem niektórych również najpiękniejsza, to Bab Mansur wznosząca się na przeciwko głównego placu. Trzy łuki wspaniałej konstrukcji podtrzymują kolumny przywiezione tu z nieodległego rzymskiego miasta Volubilis.


Na głównym placu - souk. Tony porcelany. I muzyka - gdy pokazuję sprzedawcy, że chciałabym tę płytę, która właśnie gra, on po prostu wyjmuje ją z odtwarzacza, daje mi, i włącza inną. To tu kupuję też mój garnek do tajina pamiętając o zasadach jego użycia. Przede wszystkim do gotowania muszę wziąć wersję w kolorze naturalnym, bez barwnych ozdób - te z licznymi zdobieniami służą jedynie do prezentacji już gotowych potraw. Garnek przed użyciem należy całą noc moczyć w wodzie. Co ciekawe, mięso i warzywa w piramidce gotuje się stawiając ją na gazie czy płycie ceramicznej - wcale nie w piekarniku. Do tajina trzeba włożyć kawałek mięsa, potem warzywa, założyć czapeczkę - i czekać, od czasu do czasu podlewając składniki wodą lub sprawdzając ich miękkość szpikulcem. W garnku nie miesza się, nigdy też nie należy na siłę przyciskać pokrywy. A efekt - co sprawdziłam w miejscowej jadłodajni - i wygląda, i smakuje jak należy.


Ras el hanout - czyli mieszankę ponad trzydziestu wybornych przypraw -  kupuję od kuzyna sprzedawcy, od którego za 40 dirhamów nabyłam dwuosobowy garnek. Schodzę po schodkach niejako POD główny plac - a tam drugi souk. Spożywczy. Ciastka, nugaty, zioła, owoce. Gwar ogromny - tu lepiej się kupuje niż w palącym słońcu.


Żegnam Meknes, kolejne miasto tak inne niż pozostałe. Żółte niczym oliwa, kolorowe dzięki porcelanie i słynne z powodu największej bramy Afryki.



_________________________________
ZAPRASZAM NA MÓJ FILM O MEKNES:


A TAKŻE DO LEKTURY INNYCH MOICH TEKSTÓW O MAROKU:- Marrakesz 
- Fez 
- Casablanca 
- Rabat 
- Oauallidia, El Jadida 
- Essaouira, Safi 
- Agadir

2 comments:

  1. ale dziwne te garnki ;) w życiu takich nie widziałam :) ale co kraj - to obyczaj, a Afryka to już coś zupełnie innego! :)
    pozdrawiam ciepło :)

    ReplyDelete