Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

4.12.2017

/MONACHIUM/ Noc w kapsule kosmicznej




Jest 23.00, wysiadam z pociągu metra, który z centrum Monachium dowiózł mnie na ostatnią stację w podziemiach drugiego terminala w Monachium. Ciemno, deszcz. Ażurowy dach nad dziedzińcem łączącym lotnisko i centrum targowe odcina się od ciemnego nieba niczym pancerz kosmicznego robala.



Kosmiczna będzie też ta noc. Spędzę ją w napcabsie na 4 metrach kwadratowych. Raz już nocowałam w kapsułach na terminalu, ale od tego czasu ponoć je zmodernizowano, więc ciekawa jestem nowego ich wystroju i wyposażenia.

Kabin jest też obecnie więcej niż półtora roku temu. Te przy gate'cie G06 stoją bezpośrednio w terminalu, a te w H32 - w specjalnej strefie relaksu.

W nocy lotnisko jest zamykane - o różnych godzinach, zależnie od rozkładu lotów w danym dniu. Teraz też przy kontroli bezpieczeństwa panuje półmrok. Ledwie zdążam uprosić ostatnich celników, by wpuścili mnie do strefy tranzytowej. Oczami duszy widzę już siebie śpiącą z bagażem pod głową przy maszynach do check-inu. Na szczęście udaje mi się dogadać z celnikami. Z zainteresowaniem oglądają moje wydruki z informacjami o napcabsach i dają się przekonać, że mimo że mam lot dopiero o 6.30 rano następnego dnia, to już dziś powinnam przedostać się do gate'ów.

Idę do strefy H32. Lotnisko jest całkiem puste - takiego jeszcze go nie widziałam. Nie ma nawet służb sprzątających. Sklepy i restauracje pozamykane. W palarniach tylko resztki dymu w powietrzu. Dobrze, że chociaż toalety otwarte są cała dobę.



Dochodzę do strefy relaksu przypominającej scenerię z avatarowej Pandory. Wszechobecna czysta zieleń. I kabiny niczym kokony zapraszające do przytulnych wnętrz.



Przyjemność korzystania z napcabsa to koszt 15 euro za godzinę w dzień (6.00-22.00) i 10 euro w nocy (22.00-6.00). Minimalna wpłata wynosi 30 euro, ale w czasie płacenia kartą kredytową blokowana jest na niej suma 100 euro, z której niewykorzystana kwota odblokowywana jest od razu po opuszczeniu kabiny. Czas pobytu we wnętrzu podliczany jest co do minuty.

Pierwsza nowość: w roku 2011 to karta kredytowa służyła za klucz do kabiny, gdy na chwilę chciało się ją opuścić - np. by skorzystać w nocy z toalety. Pewnie niejeden pasażer zaspany wyleciał z napcabsa bez karty i nie mógł wrócić, bo teraz już w czasie meldowania się na ekranie w celu skorzystania z kabiny musiałam ustalić PIN otwierający drzwi po chwilowym wyjściu. A ponieważ PIN także można niechcący zapomnieć, to na monitorze dotykowym we wnętrzu dodano opcję przypomnienia osobistego kodu.



Wsuwam kartę kredytową do terminala na zewnątrz kabiny, wbijam PIN, drzwi automatycznie się otwierają. Wita mnie zapach świeżej pościeli i chłód klimatyzowanego wnętrza. Zatrzaskuję od środka drzwi i zasuwam roletę zapewniającą mi pełną intymność



Dostrzegam kolejną nowość: na pasażera wynajmującego kabinę czeka półlitrowa butelka wody mineralnej. Niestety improvement, który zgłosiłam mailowo - że w kabinie przydałyby się książki - nie został uwzględniony. Dobrze, że mam prywatnego Kindla. Przybyła za to stacja dokująca do Iphone'a.Bo kabel RJ45 był już na pewno także w starszej wersji minihotelu.



Bawię się precyzyjnym regulatorem klimatyzacji. A potem monitorem i jego dobrze znanymi mi już funkcjami. Opcja "aktywizująca" to mocne światło i dynamiczny Vivaldi rozbrzmiewający w kabinie. Opcja "odprężająca" to ciepłe światło i kojące klasyczne dźwięki. Poza tym mam do wyboru kilkanaście utworów muzyki poważnej i parę filmików reklamowych do obejrzenia. Bazy filmów fabularnych czy gier - które zdarzają się w samolotach luksusowych linii - na razie w kabinie brak.



Przebieram się pidżamkę, ustawiam budzik. Rano okaże się, że pod tym hasłem kryje się zespół funkcji akustyczno-wizualnych, które obudziłyby nawet umarłego. Kabina piszczy, a światło rozbłyskuje się pulsacyjnie. Chyba tylko dzięki temu nie zaspałam na poranny lot do Warszawy - bo w kabinie spało mi się grzesznie słodko.



Po sześciu godzinach budzę się wypoczęta. Ubieram się przy dźwiękach Czajkowskiego. Wychodzę na pusty wciąż terminal. Żegnam się z minihotelem, w którym po raz drugi już przeżyłam miłą noc. Terminal informuje mnie, ile pieniędzy z zablokowanych na karcie stu euro zostanie mi zwrócone.



Do gate'u mam zaledwie kilkadziesiąt metrów. Lotnisko powoli budzi się do życia. Otwierają się pierwsze sklepy, zaspani pasażerowie sączą darmową kawkę z papierowych kubków. Dwóch policjantów spisuje zeznania od jednego z pasażerów, którzy próbował wejść na lotnisko z kastetem. 



Wchodzimy do Embraera. Jak zawsze w czasie porannego poniedziałkowego lotu siedzę niczym w jednej ze scen w "Matrixie" wśród klonów w ciemnych garniturach lecących na tydzień roboczy w Monachium do Warszawy. 

Pogoda piękna, startujemy bez przeszkód i powoli wznosimy się nad chmury. Już za 1,5 godziny będę siedzieć przy biurku w pracy.





Zapraszam też na filmik, który nakręciłam w kapsule:

No comments:

Post a Comment