Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

8.27.2013

/SCHAUMBERG/ Od stóp do głów


Antropolodzy analizują i grupują kultury pod kątem najdziwniejszych kryteriów. Plemiona dzielone są zależnie od tego, czy preferują matriarchat czy patriarchat, czy są osiadłe czy wędrowne, a nawet czy w czasie jedzenia siedzą czy kucają. Ciekawym polem do rozważań jest stosunek poszczególnych kultur do zwierząt. Niektóre za Pitagorasem uważają, że przedstawiciele fauny mają - podobnie jak człowiek - duszę nieśmiertelną. Inne wynoszą na ołtarze jedne gatunki - czego przykładem są święte krowy w hinduizmie - a pozostałymi przejmują się znacznie mniej. Jeszcze inne cechuje okrucieństwo wobec braci mniejszych. Znana jest historia o tym, jak Atatürk - chcąc uczynić z Turcji kraj cywilizowany - kazał wywieźć ze Stambułu tysiące psów na wyschnięte bezludne wyspy. Tygodniami mieszkańców miasta męczyły potem dźwięki wycia, a następnie fetor rozkładających się ciał. A gdzie na tym continuum stosunku do zwierząt jesteśmy my? 


Są kultury, w których sprawy cielesne są traktowane ze zrozumieniem, są i takie, w których o takich rzeczach się nie mówi. Swój wkład w oddzielenie duszy od ciała wniósł też na pewno romantyzm. W tym duchu o Alicji z ustami niczym wiśnie myśli bohater "Dziewictwa" Gombrowicza: "Niewinna i w salonie i w jadalnym i w panieńskim pokoiku za białą firanką i w klo... cicho! Straszna myśl! - (...) Nie, nie - szeptał. - Ona tego w ogóle nie robi, ona tego nie zna, inaczej nie byłoby chyba Boga w niebiosach. - Lecz czuł, że kłamie. - A w każdym razie to się odbywa poza nią, ona wówczas duchem jest nieobecna, niejako - machinalnie... Tak, ale bądź co bądź - co za myśl okropna!". To ciekawe, że także większość religii tak silnie reglamentuje właśnie kwestie związane z fizjologią: a to lewa ręka jest nieczysta, a to kobiety w pewne dni nie należy dotykać, a to nie można defekować tam, gdzie się mieszka. Notabene kwestia dostępności toalet w różnych krajach też wiele mówi o stosunku danej nacji do spraw ciała.

Takie myśli chodziły mi po głowie, gdy szłam na bosaka po kamienistej ścieżce w Barfusspark Schaumberg, jednym z wielu "parków na bosaka" dostępnych bezpłatnie w różnych regionach Niemiec. Podobne refleksje towarzyszyły mi też zresztą gdy kilka lat temu chrupały mi pod stopami szyszki na 2,5-kilometrowej trasie w szwarcwaldzkim Dornstetten. 


Najpierw stopy pieszczone są piaseczkiem, potem zaś w pełni można poczuć, jak bardzo cielesnymi jesteśmy istotami - idąc po korze czy żwirze. "Parki na bosaka" służą z założenia zdrowotności, a więc ciału właśnie. Ten w Saarland, w którym właśnie jesteśmy, zaczyna się bramą z wiszącymi linami. Bujanie się na sztucznych lianach okazuje się nadzwyczaj odprężające. 


Dalej kolejny wynalazek zainspirowany naturą - hydrojonizator rozprzestrzeniający niczym wodospad jony ujemne dzięki efektowi Lenarda (spadające z dużą prędkością krople zyskują ładunki elektryczne). Na umieszczonej nieopodal tablicy informacyjnej można przeczytać, że w krajach wysoko uprzemysłowionych w powietrzu dominują jony dodatnie - i że ze zdrowymi jonami negatywnymi mamy zbyt mały kontakt.


Odprężone w kojącej mgiełce ciało spina się na ścieżce. Czasem trudno jest wytrzymać ból w stopach - wtedy można na chwilę "oszukać" organizm i wejść na przyjemnie miękką trawkę. Dróżka z niespodziankami dla stóp wije się w lesie. Idziemy nią aż do polany, na której są atrakcje dla części ciała dotąd nie uwzględnionych. Rura w moim odczuciu doskonale nadająca się do prób przełamywania klaustrofobii, strumyki, które żadnego dziecka nie pozostawią obojętnym - i suchym oraz liny zachęcające do wspinaczki. 


Dalej huśtawki, równoważnie... Dzieci skaczą po tych sprzętach ze śmiechem, a dla nas jest to swoisty egzamin - na co pozwoli nam ciało, w którym momencie pojawi się ograniczenie, czy dany ruch będzie przyjemny czy bolesny...


Wizyta w parku dla ciała - i dla ducha - to niezwykłe przeżycie. Zwykle stłamszone w butach stopy wreszcie są na wolności. Czy tak czuli się nasi dalecy przodkowie chodząc po puszczy w poszukiwaniu jagód? Jak bardzo jesteśmy do nich podobni - a może jak bardzo różni?... Choć to miejsce dedykowane jest głównie stopom, to i głowa tu nie próżnuje próbując zanalizować tak nietypowe bodźce, odczucia, emocje.

Co zrobić po obmyciu stóp, założeniu butów i wyjściu z Barfussparku? Najlepiej udać się na wieżę widokową na górze Schaumberg. Wymęczone stopy nie będą musiały męczyć się wspinaczką po schodach - na taras można wjechać windą. Po drodze na polanę z wieżą warto odwiedzić jeszcze jedną niezwykłą atrakcję - tym razem dla ducha. Jest to biblioteczne drzewo, w którego kwadratowych dziuplach za pleksiglasem chowają się książki. Jak większości atrakcji w Niemczech, tak i tej towarzyszy tablica informacyjna z wyjaśnieniem, jaki jest cel projektu i jak zeń skorzystać. Otóż do dziupli należy wstawiać niepotrzebne, przeczytane już woluminy - tak, by mogli skorzystać z nich inni. Można też zostać użytkownikiem czytelni pod chmurką - wystarczy usiąść na zadaszonej ławeczce, wyjąć książkę z drzewa i oddać się lekturze.


Można też usiąść z własną książką - albo z własnym Kindlem. Ja przeglądam "Biegunów" zachwycając się misterną konstrukcją opowieści - silva rerum, które przenosi czytelnika przez wieki i kontynenty. Czytam o wożącym turystów ośle Apulejuszu, który już po zapachu rozróżnia otyłych Amerykanów i zaczyna wierzgać jawnie uchylając się od pracy, gdy tylko autokar z gośćmi zza oceanu pojawia się w pobliżu. Czytam o kosmetykach podróżnych w małych opakowaniach, dzięki którym podróż zdaje się zminiaturyzowaną i infantylną wersją codziennego życia. I o porannym kwadransie w innej strefie czasowej ciągnącym się niczym kilka bitych godzin. 

Podróże wzbogacają, ale pozwalają też spojrzeć na to, co znamy od dziecka, przez okulary z efektem obcości. Zadziwić się tym, że w kraju tak od Polski niedalekim jest tak podobnie, a jednocześnie tak odmiennie niż tutaj. Że inaczej traktuje się tu i zwierzęta, i sprawy cielesne. Że do sprawy fizjologii podchodzi się tu z takim zrozumieniem - choćby montując w wózkach sklepowych szkła powiększające pozwalające starszym osobom łatwo sprawdzić cenę czy skład produktu - a jednocześnie dba o sprawy ducha organizując miniczytelnię na polanie. Może jednak ciało i dusza nie są od siebie tak odległe, jak mogłoby się zdawać.




1 comment:

  1. Z tymi szkłami powiększającymi to niesamowity pomysł - taki prosty, a jak ułatwiający osobom starszym życie! Przydałoby się tak u nas :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mojego bloga :)

    ReplyDelete