Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

7.22.2012

/WASSERKUPPE/ Szybowcem nad górami


Wasserkuppe - wzniesienie o wysokości 950,2 m n.p.m. - jest najwyższym punktem masywu Rhön znajdującego się w niemieckiej Hesji. To właśnie tu narodziło się szybownictwo.

Jak podają źródła, już w roku 1910 studenci z Darmstadt zrzeszeni w Akademische Fliegergruppe podejmowali tu pierwsze próby lotów. Szybowcom - dziś wznoszonym w niebo przez samoloty - nadawali oni pęd stosując gumowe liny. W roku 1922 Arthurowi Martensowi udało się utrzymać w powietrzu przez cała godzinę.  

W XX wieku miejsce to pełniło różne funkcje - również militarne. Dziś  przyciąga setki turystów, którzy mogą tu nie tylko wykupić lot szybowcem czy awionetką, lecz również zdobyć licencję szybowcową.

My do Wasserkuppe przyjeżdżamy w niedzielę. Parkingów dużo, ale wszystkie pełne - na stronie internetowej http://www.fliegerschule-wasserkuppe.de/ było ostrzeżenie, że w weekend na lot trzeba poczekać nieco dłużej, ale postanawiamy zaryzykować.

Pogoda wymarzona do lotów - błękitne niebo, cumulusy, słońce i... wiatr. Jak okaże się potem - nawet nieco za silny.


Idziemy w kierunku pasa startowego. Na trawie wokół niego kilkanaście szybowców, kilka samolotów, tłum widzów. Zapisujemy się na lot - 20 minut w powietrzu kosztuje 50 euro. Większość ludzi przychodzi tu jednak popatrzeć, a nie polatać, więc w niecałe 30 minut siedzimy w szybowcach gotowi do startu.


Ale zanim wystartujemy wszystko trzeba przygotować. Ważące około 250 kg maszyny żwawe pilotki (bo są to tu głównie młode dziewczyny) ciągną na pas startowy. Sprawnie przytwierdzają linkę holowniczą do dziobu szybowca. 


W tym czasie ktoś z obsługi pomaga mi włożyć spadochron. "Będziemy dziś latać, a nie skakać, ten spadochron to nasz plan B" żartuje Kerstin robiąc mi przy okazji dziesięciosekundowe szkolenie z obsługi spadochronu. Brzmi ono: "Jakby co, to ciągniesz za czerwony uchwyt".

Do szybowca trudno jest wejść samemu. Dwie minikabinki, ta z przodu dla pilotki, ta z tyłu dla mnie. Siedzę wygodnie, jest dużo miejsca na nogi, między udami mam dźwignię, której nie wolno mi dotykać. Gdybym miała poczucie, że powinnam się czegoś trzymać, to najlepiej chwycić się pasów - tłumaczy mi ktoś z obsługi. Pilotka instruuje też, gdzie jest papierowa torba - na wypadek, gdyby zrobiło mi się niedobrze.


Siedzę przypięta mocno pasami. Choć da się je odpiąć jednym ruchem, to i tak nie wiem, jak można byłoby wydobyć się z ciasnej kabinki i uruchomić spadochron. Ale nie martwię się tym specjalnie - w końcu spadochron to jedynie plan B.

Jeszcze chwila na zamknięcie plastikowej osłonki nad kabiną i zaraz startujemy. Przede mną zegary i jakieś nadajniki. Widzę prędkościomierz, wysokościomierz i wariometr mierzący prędkość wznoszenia się i opadania szybowca. Oraz radio, z którego przez cały lot słychać będzie informacje o pogodzie, prądach wznoszących i sytuacji na lądowisku.


Próbuję sobie przypomnieć z lekcji fizyki, jak takie coś jak szybowiec może w ogóle latać... "Gdy szybowiec przemieszcza się do przodu, powietrze opływa jego skrzydła o specjalnie ukształtowanym profilu. Poruszając się wzdłuż wypukłej górnej powierzchni płata ma do pokonania nieco dłuższą drogę niż powietrze przemieszczające się wzdłuż bardziej płaskiej dolnej powierzchni – musi więc poruszać się szybciej. Zgodnie z prawem Bernoulliego powoduje to, że ciśnienie powietrza nad skrzydłem jest niższe, niż pod nim. Różnica ciśnień powoduje powstanie skierowanej ku górze siły aerodynamicznej, równoważącej ciężar szybowca" - doczytam potem w sieci (http://www.plar.pl/szyb/instrukcje/skrypt.pdf). Póki co pamiętam tylko, że jak obiekt porusza się wystarczająco szybko, to powietrze jest dla niego niczym ciało stałe stawiające opór. To chyba mało fachowe wytłumaczenie, ale najbardziej trafia mi do wyobraźni.

Międzynarodowy rekord wysokości lotu szybowca to 14 938 m. My będziemy lecieć "zaledwie" na ok. 1200 metrach. Samolot przed nami daje full do przodu, a my w niemal niezauważalny sposób odrywamy się od ziemi. Lecimy... Póki co na smyczy. Na początku czuć lekkie rzucanie, szybowiec czasem dość gwałtownie opada, pilotka krzyczy do mnie - zagłuszając hałas spowodowany lotem i komunikaty z radia - że jak tylko się odczepimy, to będzie spokojniej. Wierzę jej na słowo.


Spodziewałam się jakiegoś szarpnięcia, ale odczepienie liny jest równie mało zauważalne, co oderwanie się szybowca od ziemi. Więc teraz już naprawdę jesteśmy zdane jedynie na prądy wznoszące i umiejętności pilotki. Ale nie o tym myśli się w czasie lotu. Serce wypełnia euforia, że tak fajnie szybować pod chmurami. Pod nami piękne widoki: góry, lasy, łąki i grupa lotniarzy, która pewnie waha się, czy wiatr dzisiaj nie za silny. Bo jest silniejszy niż się wydawało: na prędkościomierzu miało być maksymalnie 90 km/h, a jest ponad 110.


Gdy lecimy prosto, to prędkości tej w ogóle nie czuć. Ziemia pod nami jest niemal nieruchoma. Znacznie ciekawiej robi się, gdy kręcimy się w kółko albo skręcamy - tak, że skrzydło układa się prawie prostopadle do horyzontu. Wspaniałe uczucie, szkoda że sama nie mogę pobawić się drążkiem.


Nie wiem, ile trwał lot. To znaczy wiem, ale jakoś czas inaczej płynął tam w górze. Podobnie było, gdy leciałam na paralotni w Austrii i na motolotni w Tunezji - gdyby nie cena tych przyjemności (110 euro za 45 minut na paralotni), to od razu po wylądowaniu wykupiłabym kolejny lot. 


W lewo, w prawo, kręcimy się. Jesteśmy coraz niżej. Betonowy pas startowy mamy już w zasięgu wzroku. Ale tam czeka już kolejka chętnych do startu, więc nie tam będziemy lądować, lecz na pobliskiej murawie. Słyszałam sporo o tym, jak nieprzyjemny bywa ten moment, ale dla mnie lądowanie okazuje się jedną z głównych atrakcji lotu. Przyrządy piszczą głośno, my zbliżamy się do ziemi. Bum, hop, hop, bum i jeszcze raz bum, szybowiec skacze po trawie, wszystko się trzęsie, a ja się śmieję, bo to zabawne uczucie - jakby ktoś samochodem ciągnął mnie na sankach po wertepach.


To już koniec. Kolejny punkt z listy marzeń stał się wspomnieniem. Przede mną jeszcze balon i sterowiec!



ZAPRASZAM TEŻ NA MÓJ FILM Z LOTU SZYBOWCEM: http://www.youtube.com/watch?v=SL3biDuMjb0&feature=plcp




No comments:

Post a Comment