Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

5.07.2013

/ALLGÄU/ Bawarska majówka


Wiosna w tym roku spóźniona i pogoda w kratkę, ale w Allgäu słońce coraz śmielej wygląda zza chmur, Alpy prężą się na tle błękitnego nieba i łąk upstrzonych mleczami. Krowy wystawiają łby z obory wciągając pełną piersią wiosenne powietrze, majowe procesje, tańce i festyny odbywają się bez przeszkód i w dobrych nastrojach, a w kartach dań królują szparagi i truskawki.


Allgäu - region w południowo-zachodniej części Bawarii i południowo-wschodnim fragmencie Badenii-Wirtembergii - to miejsce niezwykłe. I architektonicznie - ze względu na takie perły, jak rokokowy kościół Wieskirche czy gotycki zamek Hohes Schloss w Füssen pokryty malunkami iluzjonistycznym, i obyczajowo - dawno nie bawiłam się tak, jak w czasie festynu z okazji stawiania drzewka majowego w Dießen am Ammersee, i przyrodniczo - może dlatego, że zwierzęta traktuje się tu z ogromnym szacunkiem: przy drogach są nawet specjalne osłony chroniące żaby przed przejechaniem przez samochody. Żabki, które chcą przejść na drugą stronę, zbiera się przy zielonej siatce i transportuje ręcznie.



Zacznijmy od majowych zwyczajów. W kwietniu, z okazji dnia świętego Jerzego, w pierwszą niedzielę po 23 kwietnia odbywa się niezwykła procesja - Georgiritt. Można ją oglądać od wieków w kilku miejscach Bawarii - między innymi na górze Auerberg, na której stoi kościół pod wezwaniem pogromcy smoków. Podobnie jak w czasie jesiennych obchodów dnia św. Leonarda (Leonhardiritt), tak i w czasie Georgiritt najpierw odbywa się msza polowa połączona z błogosławieństwem zwierząt domowych. Potem zaś następuje najbardziej widowiskowa część uroczystości: przemarsz ustrojonych kwiatami koni, ludzi w strojach ludowych i rzymskich oraz kapel.


Pierwszego maja z samego rana warto pojechać na przykład do Dießen czy do Bad Kohlgrub i zarezerwować sobie kilka godzin na niezwykły spektakl: stawianie drzewka majowego Maibaum. Drzewko to mało powiedziane - jest to ważący kilkanaście ton długi okorowany pień pomalowany w bawarskie barwy stanowiący z antropologicznego punktu widzenia przykład osi świata (axis mundi) lub też falliczny symbol płodności. Najpierw jego podstawa umieszczana jest w specjalnej obejmie. Następnie w czasie półtoragodzinnego rytuału Maibaum wznoszone jest do pionu. Pomału, po kawałeczku, z użyciem siły mięśni i skomplikowanego systemu drągów połączonych sznurami podnoszone jest na komendę centymetr po centymetrze. Tradycyjny zwyczaj backupowany jest przez nowoczesną technikę: drzewo zabezpieczone jest taśmą przymocowaną do liny połączonej z wyciągarką. Po każdym minispektaklu, którym jest podniesienie drzewka o kolejny stopień lub dwa do góry, operator wyciągarki dba o naprężenie liny. 


Wydarzenie to - trwające dobre półtorej godziny - obserwuje w skupieniu tłum ludzi. Operator bawarskiej telewizji biega z kamerą i przeprowadza wywiady z mistrzami ceremonii, którzy wydają komendy mężczyznom podnoszącym Maibaum. Napięcie rośnie - drąg zbliża się do pionu. Ktoś dyskretnie szykuje już litrowe kufle z piwem przeznaczone dla siłaczy, którzy tak dzielnie pracowali. Miejscowy bezdomny podszywa się pod członka ekipy i też sięga po szczodrze wypełniony kufelek. Drąg z kogutem na szczycie dochodzi do pionu. Tłum klaszcze, atmosfera się rozluźnia. Szczupły gość z papierosem przyrośniętym do ust zabezpiecza konstrukcję, reszta uczestników imprezy ustawia się do pamiątkowej fotki. W tle młodzi chłopcy uwijają się przy rozkładaniu stolików i ław.


Nastrój zmienia się o 180 stopni - pryska skupienie i powaga towarzyszące pionizowaniu ciężkiej konstrukcji. Ludzi zaczynają głośno rozmawiać, panie śmieją się i zajmują co lepsze miejsca przy stolikach, panowie ustawiają się w kolejce po piwo. Rozpoczyna się festyn: w jednym namiocie można dostać za 6 euro piwo - klasyczne lub pszeniczne - w litrowym kufelku, w drugim sprzedawane są różnego rodzaju kiełbaski, w trzecim zaś - kawa i domowe ciasta. W tle odbywa się dekoracja drzewka - metalowe motywy symbolizujące różne cechy wwożone są na podnośniku i umieszczane na różnych wysokościach. Godziny mijają, a towarzystwo w coraz lepszych humorach. I słońce życzliwie uśmiecha się z góry.


Wieczorem ciąg dalszy pierwszomajowych uroczystości. Drzewko już ustawione i udekorowane, więc trzeba teraz wokół niego zatańczyć. Rytuał ten, zwany Maitanz, wyraża życiodajne siły natury - i rzeczywiście tancerzom nie brakuje wigoru. Ale nie uprzedzajmy faktów. Póki co widzowie zbierają się wokół trawnika, orkiestra stroi instrumenty, czekamy na spektakl. Dzieci i młodzi ludzie w strojach ludowych ustawiają się w grupkach. Ostatni trębacz dobiega zdyszany tuż przed rozpoczęciem spektaklu.


Najpierw burmistrz wita przybyłych, potem orkiestra gra kilka kawałków na rozgrzewkę, a następnie pierwszy tancerze wchodzą na scenę - czyli na trawnik wokół drzewka majowego. Jest po 20.00, ale jeszcze jasno. Najpierw tańczą małe dzieci z dużymi półkolami z bukszpanu. Pary ustawione są według wzrostu. Mała dziewczynka na końcu wciąż nie nadąża za resztą i szybko przebiera małymi nóżkami. Dodatkowo ma wyraźne problemy z utrzymaniem półkola mimo całkiem sprytnej techniki trzymania. Po tańcu z wyraźną ulgą schodzi ze sceny.


Potem tańczy młodsza młodzież, a następnie starsza. W finale dwa najtrudniejsze układy: taniec połączony z przeplataniem wstęg przyczepionych do Maibaum i bawarskie podskoki przy akompaniamencie jodłowania. Najpierw dziewczyny i chłopcy misternie zaplatają koszyczek z atłasu, a potem tańczą tak, by odplątać wstążki.


Majówkową noc w Bawarii też można spędzić muzycznie. 3 maja w Wieskirche udało nam się wysłuchać trzech koncertów zorganizowanych z okazji 275 rocznicy przeniesienia do tej niezwykłej rokokowej świątyni statui cierpiącego Chrystusa. Najpierw rozbrzmiewają organy główne - historyczne, z XVIII wieku - potem odzywają się małe współczesne organy ustawione przy ołtarzu. Dialog instrumentów trwa, słońce powoli zachodzi, przez okna przebija się szafirowe światło.


Chwila przerwy i druga godzina koncertu - utwory na cztery ręce (i cztery nogi) grane na historycznych organach głównych. Słychać, że dopiero co je odnawiano - dźwięk jest czysty i potężny. Trochę muzyki barokowej tak doskonale harmonizującej z wnętrzem świątyni, trochę utworów niczym z filmów o wampirach. Znów kwadrans przerwy. Przed ołtarzem orkiestra rozstawia krzesła i instrumenty. W kościele panuje taki chłód, że z ust idzie para: co doświadczensi widzowie owijają się w koce, a dyrygentka zakłada beret. Batuta w górę, rzut oka na organistę i orkiestra wraz z małymi organami zaczyna grać Haendla i Haydna. Za oknami ciemna noc, zaczyna padać deszcz. Proboszcz błogosławieństwem żegna wytrwałych słuchaczy. 


Wieskirche to tylko jedna z licznych pereł architektury tego regionu - to właśnie w Allgäu znajduje się przecież słynny zamek Neuschwanstein, najbardziej chyba osławiony niemiecki zabytek znany z puzzli, pocztówek i Disneylandów. Kościół w Wies robi wrażenie nie tylko kunsztem wystroju, lecz również swym religijnym wymiarem - z lewej strony ołtarza w małym korytarzu można obejrzeć wota ofiarowane przez wiernych, których modlitwy zostały tu wysłuchane. Losy ludzkie zawarte w obrazkach, listach, zdjęciach... Również kościół pod wezwaniem św. Marii w Dießen oraz wnętrza rezydencji w Kempten zachwycają barokowym flairem i niezwykłą atmosferą. Znawcą architektury nie jestem, ale przewodniczka 70+ o aparycji i stylu nauczycielki ze szkoły dla dziewcząt, która oprowadza nas po rezydencji, każdego potrafiłaby zainteresować detalami wystroju wnętrz. Suniemy po nich w muzealnych kapciach i słuchamy bezcennych ciekawostek - takich na przykład, że większych zniszczeń dokonał tu dym z papierosów właściciela niż druga wojna.


Słowem-kluczem majówki w Bawarii jest dla mnie iluzja... Jednym z jej przejawów są niezwykłe obrazo-freski, które spotkać można zarówno w Wieskirche, jak i w rezydencji w Kempten. To takie historyczne 3D: figura mityczna na suficie jednej z sal namalowana jest niemal w całości kolorowymi farbami, jedynie rękę wyciąga dramatycznie w formie rzeźby. Zdradza to cień na ścianie dodający plastyczności scenie. Albo zasłona - wygląda jak z tkaniny, a jest stiukiem z trójwymiarowymi frędzlami z gipsu. 


Jeszcze bardziej sugestywne jest malarstwo iluzjonistyczne na murach gotyckiego zamku Hohes Schloss w Füssen. Wygląda on jak z bajki - wydaje się, że zaraz z okna w wykuszu wychyli się księżniczka w wysokiej stożkowej czapce z tiulowym welonem. Ale nie: nie ma tu bowiem zarówno księżniczki, jak i wykusza: to tylko złudzenie wywołane geniuszem mistrzów pędzla. Tym większym, że stworzyli te malunki pod koniec XV wieku. W jednej z tutejszych wież trzeba zapłacić, by wejść na górę i podziwiać widok na miasto, ale na drugą, skromniejszą, można wejśc bez biletu. Polecam, bo warto.


Co jeszcze jest tu iluzją?... Choćby czas odmierzany przez zegar na wieży klasztoru w Steingaden. Mówi się, że w Bawarii zegary chodzą inaczej. I to nie tylko dlatego, że czas jakby się tu w niektórych miejscach zatrzymał. Również z powodu zabawnego qui pro quo ze wskazówkami. Jak wygląda za pięć dwunasta po bawarsku? Otóż inaczej niż gdzie indziej, bo duża wskazówka odpowiada tu za godziny, a mała za minuty. Jest w tym jakaś logika - przecież godziny są ważniejsze od minut... 


Szkoda, że i godziny, i minuty majówki płyną tak szybko. Ostatnie piwo na Marienplatzu w Monachium - w miejscu, gdzie jak mówi szyld wynaleziono tutejszą białą kiełbasę - i najdłuższy weekend nowoczesnej Europy, tak pełen przeżyć i wrażeń, nieuchronnie dobiega końca.  



Zapraszam też na moje filmy o atrakcjach i zwyczajach Bawarii:



No comments:

Post a Comment