Zapraszam na blog podróżniczy o wyprawach do krajów Azji, Europy, Afryki Północnej i Ameryki Środko

4.15.2013

/WENECJA, MURANO, BURANO, LIDO/ Z aparatem w mieście latających lwów i spacerujących gołębi - cz.2: Motywy weneckie


Wenecja widziana oczami fotografa to miasto rytmów, odbić i powtarzających się motywów. To także miasto kolorów i światłocienia, zatłoczonych głównych placów i pustych bocznych uliczek. Warto się w nim zgubić - zwłaszcza, że gdzie by się nie poszło, zawsze w końcu trafia się na San Marco lub na Rialto.

W Wenecji najbardziej zafascynowały mnie odbicia. I te odtwarzające paralelny - choć nieco bardziej nasycony barwnie - świat w wodzie w licznych kanałach, i te w pokrytych specjalną folią przystankach vaporetto, i te w sklepowych witrynach. Odbicia fascynują: na zbliżeniu stają się motywami abstrakcyjnymi, w oddaleniu zaś tworzą symetryczne domknięcie świata. Gdy obraz w wodzie jest zbyt statyczny, wystarczy wrzucić kamień, by zachwycać się nowymi wrażeniami wizualnymi.


Królestwem kolorowych odbić jest Burano - położona nieopodal Wenecji mała wyspa, na którą łatwo dotrzeć vaporetto (startując np. z Fundamente Nuove). Właściciel malujący tam fasadę domu musi uzyskać akceptację jej koloru od lokalnych władz - a te dbają, by barwy się nie powtarzały i by nie było monotonnie. I rzeczywiście monotonnie nie jest - są tu zakątki pastelowe i żywsze, bardziej czerwone i bardziej różowe. Dzieci grają na podwórkach w piłkę, czterech mędrców z Burano idzie do pubu, a koty wygrzewają się w ostatnich promieniach słońca. Piękna Nike pręży się dumnie, a nieliczni przechodnie wracają do domów. Wieczór w Burano ma niezwykły nastrój.  


Podążając tropem barw można w Wenecji zrobić reportaż w oparciu o kolorowe ubrania suszące się nad wąskimi uliczkami. Panie domu instalują między blisko od siebie położonymi kamienicami misterne konstrukcje ze sznurków na rolkach i bloczkach i przypinają na nich - stojąc w oknie i powoli przesuwając sznurek - koszule, prześcieradła, a nawet buty. 


Prócz kolorowych domów i ubrań swymi spotęgowanymi przez promienie słońca barwami zachwycają też szklane rzeźby na Murano - słynącej z manufaktur wysepce o powierzchni 1,17 km² położonej nieopodal Wenecji i - podobnie jak Burano - łatwo osiągalnej tramwajem wodnym. Nieopodal latarni wodnej znajduje się tam imponująca instalacja wielotematyczna - niestety piękne szklane motywy umocowane zostały na zupełnie niefotogenicznych metalowych prętach, więc aby osiągnąć ciekawy efekt, trzeba poeksperymentować z kadrowaniem. 


Idąc dalej w głąb wyspy natrafiamy na szklane ognisko z finezyjnie zakręconymi płomieniami. Paleta kolorów - od ciepłego bordo po słoneczną żółć - predestynuje rzeźbę do bycia  pierwszoplanowym bohaterem zdjęcia. Nieopodal tej konstrukcji jest kanał dzielący wyspę - a wzdłuż niego dziesiątki sklepików z biżuterią i bibelotami ze szkła. To także ciekawe miejsce na zdjęcia: w witrynach i w wystawionych w nich eksponatach odbijają się fragmenty miasteczka. Dalej ceglana campanilla stanowi doskonałe tło dla błękitnej instalacji - równie fotogenicznej co czerwona. 


Niewiele jest natomiast w Wenecji okazji to sfotografowania tak typowego dla wielu metropolii graffiti. Historycznemu miastu w dużej mierze udało się przed nim uchronić - choć niedaleko Calle delle Ancore udało mi się upolować psa oraz  "upiększoną" rzeźbę w parku dzielnie towarzyszącą śpiącym tam bezdomnym. Natomiast drugi typowy punkt większości chyba miast na całym świecie - Mc Donald's - jest tu oczywiście obecny. Choć restauracja tej marki jest w Wenecji tylko jedna, przy Ca'D'Oro, to reklam jej są z pewnością dziesiątki. A że w Wenecji typowym nośnikiem outdoorowym są kosze na śmieci (co jest ciekawą alternatywą dla smętnych plansz przykrywających budynki), więc to właśnie z nich w całym mieście atakują nas hamburgery. 


Stały element tutejszych wodnych ulic stanowią kolorowe słupy. Są w paski, mają różne barwy, część z nich wyposażona jest w czapeczki. Stają się ciekawym pionowym elementem wielu kadrów; można byłoby też z pewnością wyobrazić sobie opowieść fotograficzną o Wenecji z ich perspektywy - choć do takiej opowieści trzeba byłoby wynająć taksówkę wodną, bo słupy zdecydowanie lepiej pozują od strony wody.  


Trudno wyobrazić sobie album o Wenecji bez wszechobecnych tu gondoli - i gondolierów. Łódki ciekawie prezentują się i w ruchu, i na postoju. Ładnie pozują w ciągu dnia, a także poza godzinami pracy - w specjalnych niebieskich plandekach. Ich ozdobne dzioby i smukłe rufy świetnie nadają się do zbliżeń. Fascynujące jest też wnętrze gondoli - wygodne fotele i dopracowane detale zdobnicze.


Gondolierzy wyglądają równie charakterystycznie, co same gondole. W czarnych spodniach, słomkowych kapeluszach i koszulkach - biało-czerwonych lub granatowo-czerwonych. "Nasz" gondolier wyjaśnił nam, że wersje stroju nie oznaczają nic specjalnego - gondolier zakłada tę koszulkę, którą akurat ma czystą. W czasie przejażdżki jedni śpiewają, inni opowiadają ciekawostki o mieście, jeszcze inni pozwalają pasażerom w milczeniu podziwiać piękno Wenecji. Rano można czasem "upolować" gondoliera czyszczącego swe narzędzie pracy.


Prócz gondolierów na fotograficzną uwagę zasługują też oczywiście inni Wenecjanie. Biegające po ulicach bambini, starsze panie wysiadujące w oknach, eleganckie Włoszki jeżdżące vaporetto. Na wyspie Murano trafiłam do wytwórni szkła, w której wolno było fotografować rzemieślników - mimo słabego oświetlenia udało mi się tam zrobić całkiem ciekawy reportaż. Stojące nieopodal Piazza San Marco figury przebrane za postaci z karnawału żądają niestety kilku euro za utrwalenie. Ale za to pianistę u słynnego Floriana można upolować za darmo. A penny for his thought...


Turyści w Wenecji chętnie fotografują też... innych turystów. Na placu świętego Marka zawsze jest mocna reprezentacja przyjezdnych z Azji. W wielu miejscach można popolować też na zakochanych albo na romantyczne motywy. Generalnie turystów w Wenecji jest dużo - nawet bardzo dużo. Co ciekawe, są tu chyba głównie goście jednodniowi, bo koncentrują się oni w większości wyłącznie w miejscach typu Rialto czy San Marco; w bocznych uliczkach łatwo znaleźć chwilę wytchnienia od tłumów. W jednej z restauracji, w których byłam, młoda Niemka zasiadła sama przy czteroosobowym stoliku. Gdy do lokalu weszła sześcioosobowa włoska  rodzina, dziewczyna z uśmiechem z własnej inicjatywy przesiadła się w inne miejsce, by duża grupa mogła złączyć dwa czteroosobowe stoliki. Ojca rodziny tak to wzruszyło, że zaczął zapraszać dziewczynę, by się do nich przyłączyła, mówiąc, że w końcu wszyscy jesteśmy "una granda familia"... Choć więc Wenecja bywa nietania i zatłoczona, miło jest być tu gościem.


Pisząc o Wenecji - a w szczególności ją fotografując - nie sposób pominąć masek. Są ich tu tysiące - w wersji po kilka euro na straganach i po kilkadziesiąt w sklepach. To często prawdziwe dzieła sztuki - niestety ich utrwalanie jest sporym wyzwaniem: najładniejsze okazy znajdują się bowiem za szybami. 


Czym jeszcze fotograficznie zachwyciła mnie Wenecja? Z pewnością targiem rybnym, plażą na Lido, pustymi zakątkami. I tym, że człowiek ze statywem lub sztalugami kompletnie nikogo tu nie dziwi i nie denerwuje.


Czego w Wenecji sfotografować się nie da? Na pewno samochodów i chyba też drzew - choć jedno w parku udało mi się upolować. Ale bogactwo innych motywów zdecydowanie to wynagradza. 





ZAPRASZAM NA CZĘŚĆ 1 TEKSTU: <<< /WENECJA/ Z aparatem w mieście latających lwów i spacerujących gołębi - cz.1: Wenecja od świtu do zmierzchu



Polecam też mój film ze spacerów po ulicach Wenecji:


i inne filmy o Wenecji, Murano, Burano i Lido: http://www.youtube.com/watch?v=YLhwlPBxqDo&list=PLN6e3xufgAmN4Tx5qdKb27fGdcj_LxN4G Włodzimierz Płane

Joanna Łukasiewicz NASK

2 comments: